Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Jak Ogrzyca z Panem Głodomorrą współpracowała


Pan Głodomorra prześladował mnie już coraz poważniej. To się czuje - że to nie głód, a Głodomorra. To jest zupełnie inne doświadczenie. A skoro prześladował, to znaczy, że coś się we mnie dobijało uwagi i zatroszczenia się o jakiś fragment mojego jestestwa. Tylko że ja naprawdę nie wiedziałam o co chodzi. Sprawdzałam różne teorie na sobie, ale nic mi nie pasowało. Nie chciałam stosować rozwiązań siłowych (czyli zamknięcie lodówki na dwie kłódki), bo to rozwiązanie stosunkowo proste, ale na dłuższą metę się nie sprawdza. Już to przerabiałam przez paręnaście lat i wystarczy. Może się skończyć jeszcze większymi napadami Głodomorry.



Skoro nie wiedziałam o co chodzi mojemu organizmowi, postanowiłam postąpić z nim tak, jak z kilkumiesięcznym oseskiem, z którym z racji wieku nie można porozmawiać na temat tego, czego potrzebuje.

Najpierw zadbałam, żeby małemu Ogrzątku było ciepło. Ciepło je ubrałam i zwiększyłam temperaturę w mieszkaniu. Zresztą tak po prawdzie to Ogrzątko trzaskało zębami z zimna od paru dni, ale konsekwentnie udawało, że nadal mamy sierpień.

Zaraz potem zadbałam, żeby toto zjadło coś porządnego. Od paru dni karmiłam Ogrzątko byle jak, bo nie chciało mi się myśleć co by tu do gara wrzucić. Poświęciłam się i przygotowałam porządne śniadanie, obiad i kolację, zadbałam też o II śniadanie i podwieczorek. Postarałam się, żeby było w tym stosunkowo dużo białka (bo białko u mnie powoduje uczucie sytości), oraz trochę warzyw i owoców. Trzymałam za to Ogrzątko z daleka od orzechów - z tej prostej przyczyny, że tak naprawdę to nie wiedziałam ile kalorii w nich zjadałam (nie chciało mi się ważyć każdego orzeszka), i zjedzenie porcji orzechów mogło skutkować poczuciem winy z powodu ich kaloryczności. Poza tym wyraźnie czułam, że tracę kontrolę nad ilością zjadanych orzeszków. Zostawiłam je więc na „zdrowsze czasy”, jak sobie Głodomorra pójdzie.

Na wszelki wypadek ogarnęłam trochę ogrze mieszkanie. Odrobina porządków odmieniło je na znacznie przytulniejszą norkę. Ogrzątku będzie przyjemniej tu teraz siedzieć. Nie wiem o co chodzi z tymi porządkami, ale bardzo często, kiedy chcę poczuć się lepiej, próbuję ogarnąć trochę mieszkanie. Jakiś to taki dla mnie magiczny rytuał oczyszczający. Bardzo go lubię. Ma w sobie moc.

Na koniec zadbałam o sen. Wywietrzyłam chałupę na noc na maxa, ciepło otuliłam Ogrzątko w puszysty koc i kołderkę i niech sobie śpi. Pierwszej nocy Ogrzątko przespało osiem godzin. Ale drugiej  nocy… spało snem kamiennego ogra przez dziesięć i pół godziny. Znaczy się czego jak czego, ale snu toto potrzebowało na pewno.


A dziś rano… waga z 79 spadła do 78,5 kg.
Ogrzyca czuje się wyraźnie bardziej energetyczna, a przede wszystkim nie czuje napastującego ją Głodomorry.  Zajęta czubkiem własnego ogrzego ogona nie przejmuje się co by tu zjeść albo co gorsza czego nie zjeść. Czuje się syta i szczęśliwa. I tego się trzymajmy!

DZIĘKUJEMY DOBRY PANIE GŁODOMORRA!!!


* * * * * * * * * * *




Nauczono mnie w domu  moim rodzinnym deprywować moje potrzeby. Dbanie o innych, odgadywanie życzeń innych i spełnianie ich przed ich wypowiedzeniem oraz totalne ignorowanie swoich własnych potrzeb – oto największe cnoty mojego domu rodzinnego, nigdy nie wypowiedziane głośno i wprost, ale wyrażane wciąż w codziennych sytuacjach. A ja byłam pojętnym uczniem. Bardzo chciałam zasłużyć na miłość i podziw moich rodziców i chwytałam ich nauki, choć nie do końca bez buntu. Pamiętam, że jako dziecko buntowałam się przeciwko stawianiu swojego własnego „ja” na ostatnim miejscu. Potem jednak uległam ich socjalizacji. Wyparłam złość, smutek i wszystkie inne nieakceptowane społecznie emocje, które pojawiały się, kiedy świadomie (a potem już nieświadomie) wypierałam swoje potrzeby, bo rodzice nie życzyli sobie złoszczącego się albo płaczącego dziecka. Co zrobiłam z tą wypartą złością, lepiej nie pytajcie…
Tata był obrotny. Była głęboka komuna i kryzys, ale w domu zawsze było dużo mięsa, a i słodycze z NRFu też często gościły na stole. Jeść było wolno. Nikt nie zakazywał.
Czuć nie było wolno. Jeść było wolno.


Do dziś nie zawsze dopuszczam do świadomości swoje potrzeby. Na niemal każde napięcie pochodzące z ciała mój mózg ma jedną odpowiedź: jesteś głodna. To jest paranoja, ale jak jestem śpiąca to chce mi się jeść, jak jest mi zimno to chce mi się jeść, jak jestem zła to się uśmiecham ale chce mi się jeść, jak mi jest smutno to pokazuję, że jestem twarda, ale potem idę się najeść. Mogłabym tak wymieniać do jutra…
I uwaga, największa paranoja!!!! Jak jestem głodna to… nie wiem że jestem głodna!!!! Mam trzydzieści osiem lat. Dopiero parę miesięcy temu nauczyłam się rozpoznawać w ciele fizyczny głód i rozróżniać go od psychicznego.
Myślicie, że filmy gdzie człowieka przerabia się na bezmyślną i bezuczuciową maszynę to bajki? Nic podobnego!!! Ja byłam taką maszyną.
Dopiero teraz, kiedy pozwoliłam sobie poczuć swoje własne potrzeby i te nieakceptowane społecznie emocje jak złość czy smutek – nagle odkryłam, że znowu odczuwam RADOŚĆ. I to tak intensywnie, jak odczuwałam ją w dzieciństwie. Wszystko znowu nabiera barw, kolorów i smaków, a ja się czuję, jakby wróciła z zaświatów. No i lodówkę mam pełną!


Dotąd przy odchudzaniu stosowałam tylko siłowe rozwiązania. Ograniczamy jedzenie, wytężamy silną wolę i walczymy. Chudłam nawet po trzydzieści kilogramów, ale wiedziałam, że to tylko wygrana bitwa a nie cała walka. Nie wierzyłam, że utrzymam efekty odchudzania. Dziś wierzę, że dogadując się z Panem Głodomorra (tak jak dogadałam się teraz) mam bardzo dużą szansę na szczupłą a przede wszystkim szczęśliwszą przyszłość.

  • alicja205

    alicja205

    5 grudnia 2013, 21:05

    Jesteś świetnym psychologiem. Dałaś mi do myślenia tym wpisem. Nie tylko o mnie, ale i o dziecku Starszym, które też ma problem z nadwagą. Czasami chce się jak najlepiej a wychodzi jak zwykle.. eh Gratulacje z powodu zwycięstwa nad Głodomorrą!

  • annna1978

    annna1978

    5 grudnia 2013, 20:46

    fajowy wpis:))

  • jovanka28

    jovanka28

    5 grudnia 2013, 19:03

    skąd ja to znam - u mnie było to samo. Ja bym dopisała do Twojej listy jeszcze jedno: jak chce mi się pić to chce mi się jeść. ludzie się dziwią jak to możliwe, a ja dopiero się uczę rozróżniać te dwie potrzeby.

  • ulawit

    ulawit

    5 grudnia 2013, 14:36

    Dobrze, że szukasz innych rozwiązań niż napchanie buzi i brzucha byle czym.

  • Trollik

    Trollik

    5 grudnia 2013, 12:00

    umiesz zadbac i o siebie :-)

  • hipa1981

    hipa1981

    5 grudnia 2013, 10:54

    Genialny wpis, od razu mam uśmiech na twarzy. Dziękuję za to. A Tobie gratuluję wygranej bitwy.

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.