Od dłuższego czasu analizuję dietetykę i psychologię, coś
tam czytam, coś tam studiuję, czasem nawet coś zastosuję, ale ogólnie to łażę
po świecie, tyję i chlipię: „Jak ja mam schudnąć? No powiedzcie mi jak?”. Ktoś
mądry mi niedawno zasugerował, że teoretycznej wiedzy to ja już mam wystarczająco
dużo. „Teraz weź to do cholery i ZRÓB!!! Normalnie. Tak jak alkoholik.
Wytrzeźwiej!”
Ponieważ jestem uzależniona od jedzenia i (chyba) od odchudzania, chcę „wytrzeźwieć”
z naprzemiennego obżarstwa i odchudzania. Czyli mówiąc po polsku: chcę zacząć
jeść normalnie.
Z takim alkoholem to sprawa jest (przynajmniej z definicji) klarowna: abstynencja
od alkoholu to po prostu niespożywanie alkoholu. Wykreśla się wódkę, piwo,
nawet czekoladki z likierem. Często w zamian wprowadza się słodycze. Ale co
zrobić z jedzeniem? Co to znaczy JEŚĆ NORMALNIE?
W moim rozumieniu normalne jedzenie, to jedzenie w zgodzie
ze sobą, z własnym organizmem, własnymi potrzebami i własnymi preferencjami – ale
tylko dla zaspokojenia głodu i od czasu do czasu dla przyjemności. Natomiast
nienormalne jedzenie jest wtedy, kiedy kompulsywnie wrzucasz do buzi kaloryczne
kąski, po to tylko, aby zabić dręczące cię napięcie. Albo kiedy w jedzenie
uciekasz przed problemami. Albo żeby na chwilę oderwać się od świata. No i
jedzenie na stojąco też jest nienormalne (albo przynajmniej podejrzane). I
wszystkie diety odchudzające, z którymi czuję, że się męczę, albo muszę mocno
się kontrolować – to też jest nienormalne.
Na tą chwilę za normalność przyjmuję takie jedzenie, żebym czuła się syta, ale
nie przejedzona. Najbardziej odpowiadają mi trzy posiłki w ciągu dnia. Nie chcę
kompulsywnie analizować ani kontrolować mojego menu, ale żeby wyznaczyć sobie
jakieś mierzalne ramy normalności, to przyjmuję, żeby mieścić się dziennie w
granicach 1500 – 2000 kcal. Jeśli dam radę i zjem „tylko” 1500 – waga będzie
delikatnie spadała, a jeśli poczuję głód, mogę sobie pofolgować do 2000 kcal –
wtedy waga będzie mniej więcej bez zmian. Jeśli dzień wypełniony będzie większą
ilością ruchu, to wartości te oczywiście można swobodnie korygować. Wszystko
zgodnie z potrzebami organizmu. Byle nie trzymać się sztywno jakichkolwiek
chorych ograniczeń. I nie pozwalać się opętać Demonowi zmuszającemu do jedzenia
bez opanowania. I nie wpaść w spiralę mocnego ograniczania jedzenia.
Ach, no i normalność to jeszcze zajmowanie się codziennym życiem, obowiązkami,
relacjami, dopuszczanie do głosu emocji… A nie tylko koncentracja na wadze.
A w kwestii ruchu to aktywność taka naturalna, dla przyjemności, albo chociaż
dla jakiegoś celu, a nie zmuszanie się do czegokolwiek w imię spalania kalorii.
Niech to będzie w zgodzie z ciałem i duchem. Tak żebym na łożu śmierci mogła
jeszcze wspominać tę cudowną przejażdżkę rowerem przez las albo aksamitny dotyk
wody kiedy pływałam w jeziorze. Nie, no kurcze, nie wiem czy łapiecie o co mi
chodzi. Nie chcę zapieprzać na bieżni na jakiejś śmierdzącej siłowni z
licznikiem kalorii w ręku. Chcę się cieszyć życiem. Tak naturalnie. A nawet
zwierzęco.
Ach, no i normalność dla mnie jeszcze często objawia się… poczuciem
przyjemności. Takiej przyjemności, która rozlewa się ciepłem od serca po całym
ciele. Nie sposób pomylić jej z czymś innym. To jest taka przyjemność, jaką
czujesz, wcinając ulubiony chleb z pomidorem i cebulką kiedy jesteś głodna, ale
której nie poczujesz, zapychając się chipsami z majonezem kiedy masz doła.
Nie, no w teorii wydaje się proste…
Bo teorię to ja mam dobrze opanowaną.
PORA ZACZĄĆ TRZEŹWIEĆ. Od teraz, a nawet od przedwczoraj – ma się rozumieć!
Proszę wspierajcie mnie, bo bardzo tego potrzebuję!!!
advula
12 października 2013, 08:28Z jedzeniem sprawa nie jest aż tak oczywista ale możliwa do ogarnięcia.. dla kompulsywnie jedzących 3 posiłki to dobra opcja - tak przynajmniej mówi teoria :P hahaha.. opanowana przez nas do granic :) 3 posiłki dlatego, że to są tylko 3 momenty kiedy stykasz się z jedzeniem, przez resztę czasu ma Ci nie zaprzątać głowy... :) ja wprowadziłam od pon do pt jabłko w pracy między śniadaniem a obiadem z racji na rozległość czasową, ale wiem dokładnie, że koło 9 mogę sobie przegryźć owoc :) Wierzę, że nawet z zaburzeniami jedzenia można sobie poradzić... kiedyś w okresie roku waga wahała mi się ponad 20kg... rok temu około 15-16.. niedługo będę mogła mówić o wahaniu rocznym na poziomie 10-12kg.. i może dla kogoś to kosmiczne cyfry, ale to wciąż jest progres :) ja wierzę, że się da :) nie wolno wciągać się w te gierki z "demonem" i nawet po błędzie wracać do "normalności" a im szybciej tym lepiej... :) na przyszły rok chciałabym ustabilizować wagę na poziomie max wahnięcia o 5-6kg :) i w to też wierzę :) a Tobie życzę powodzenia i dodam tylko, że Venus a do tego z tą patelnią właśnie bardzo mi się podobała :) Dobrego dnia M.
karamija77
11 października 2013, 21:53jestem z Tobą, z jednym się tylko nie zgodzę, z tym ruchem tylko dla przyjemności, ja zaczynałam z przymusu ćwiczyć konkretnie właśnie dla spalania kalorii i tłuszczu i długo się zmuszałam ale po jakimś czasie uzależniłam się od wysiłku fizycznego i bardzo mi to na dobre wyszło :) NO i nie wiem jak ty ale ja jakbym jadła tylko 3 razy dziennie to bym ciągle była głodna i bym wciąż myślała o jedzeniu ale to pewnie indywidualna sprawa. NO, to teraz już mniej gadania a więcej działania :)
Kenzo1976
11 października 2013, 21:28Mądrze napisalas i wiedzę posiadasz, powodzenia :)