Co robię .... A powiedziałąbym,że siedzę bo dzisiaj od pracy wolne mam. Jednak tak nie siedzę, bo pracowicie od rana miałam, gdyż czyściłam meble plegdem, taki preparat do mebli. A zrobiłam gruntownie,aż I pod spodem, bo ja tak dokładnie robię, a ta jedna moja komoda, to wymaga, bo to mebel chyba prawie stuletni jest. Z czego wnioskuję?... Tak, z tego ,że to taki pałącowy mebel jest - wielki. Że ma przeszlo 60-siat lat to sprawdzone, bo w tej komodzie znalazłam papier, archiwalny z zapisanymi osobam chyba rekrutowanymi do pracy, był z roku 1952-go. Znalazłam w zakamarkach tejże komody. No więc czysciłam dzisiaj meble (bo odbiegłam), zeszło mi prawie trzy godziny. Wczoraj zaś pracowałąm w ogrodzie, ale zrobiłam część, ponieważ na wiecej nie pozwalal mi już kręgosłup, bo zaczął boleć. Zrobiłam jednak troche, zresztą na wiecej juz miejsca w kuble nie było, bo to wyrzuca sie do specjalnych do tego przeznaczonych,na te badyle -na roślinność. Wyjde może jutro, będę wrzucac do worka,jakoś to zrobię, bo kubeł zabiora dopiero za dwa tygodnie, nie będę tyle czekać - fajnie to teraz wygląda.A będzie jeszcze fajniej. Bedzie ladnie.Az cieszy. Corka mówi....że jakoś odnosi wrażenie,że mi ta praca w ogrodzie to jakos na zdrowie wyjdzie.I ja odnoszę takie wrażenie. Jakos tak......nadzieją wraca....Przeciez musi sie coś odrodzić, jeżeli tego tak bardzo chcemy.Pamietam, jak miałam takie myśli,że przecież mama moja musi byc zdrowa, jeżeli ja tak bardzo tego chcę. Już wtedy coś mi prześwitywało,że myslą można zrobić COŚ. To bylo takie pewne, ze mysla można wyleczyć, pomóc.Fakt, wtedy mama pojechalą do Miedzyrzeczy Wlkp, gdzie mieszkałąm do pana który rozprowadzał leki Ks Klimuszki I wtedy te leki prawie wyleczyły różę którą moja mama miała prawie czterdzieści lat. Trzeba bylo jeszcz eraz powtórzyć, tylko nikt mamy nie przywiózł (czyli brat) Ja nie miałąm samochodu, miałam czwórkę malutkich dzieci, eehh, nie mozna bylo. A prawie się wyleczyła.. - - - Co mnie tak dzisiaj na wspomnienia wzięło?..... Aaa, jakoś tak.
A z innych spraw, to co - a to,że przysłali mi z Urzędu Skarbowego,że umarzają mi sprawę o ten podatek, od razu nie uwierzyłam, nie mogłam zrozumieć... ale jeszcz eteraz przychodzą mi mysli, aaaa,że może skoro ja im wypełniłam te papiery I zgodziłam wpłacić moje ostatnie kilka tysięcy zeby ta wpłata byla uiszczona.... to myslę,że oni mi tego nie policzą jako cos mojego dobrowolnego... Nie dowierzam czasami, zobaczę co mi jeszce przyslą. Napisali że umarzają bo sprawa jest bezprzedmiotowa. Z odchudzaniem jako - tako, może znowu zdziebkę przytyłam.... ale w nowej sukience wygladam dobrze,że aż to wcale nie wygląda,ze ważę dziewięćdziesiąt pare,wydaje mi sie tak zgrabnie jakbym w dobrych czasach ważyła siedemdziesiąt pare. Może cos sie dzieje słusznego, pozytywnego.... To niech sie dzieję... Tymczasem tak powoli, odpoczynkowo także , czytam tego Wybawiciela, od grudnia już, powoli, bo ja oprócz tego czytam ze cztery książki, ale skupiłam się,żeby skończyć juz tego Wybawiciela, bo nie lubie tak długo czytać, zwlaszcza jeżeli jest to beletrystyka , bo te naukowe to inna sprawa. Zamierzam wreszcie jakoś relaksowo żyć . Tylko ciekawa jestem I czekam co wyjdzie z tej fizjoterapii, bo przysłali mi zaproszenie na 17-tego kwietnia. ZObaczymy, za bardzo z gory sie nie dowiedziałąm od mojej pani doctor, bo ona taki lekarz,że chce jak najszybciej żebys wyszedł czlowieku z gabinetu. "No co jeszcze bo ja sie śpieszę..", to jej częste, - zawsze wypowiadane w czasie wizyty słowa. Tak pogania. Pracuje tylko trzy dni, spóxnia sie baardzo czesto, z godzinę, dwie, to jeszcze wychodzi jak najszybciej. Lekarka jest Polką....To tymczasem do usłyszenia, pozdrawiam,pa - Irena