Za oknem szaro, a na moim talerzu wszystkie kolory wiosny. Jeszcze nigdy nie zaczynałam diety z tak pozytywnym nastawieniem - ważę więcej niż kiedykolwiek i nie czuję się z tym źle. Chciałabym schudnąć "zdrowo" i mając porządek w głowie.
Początek już za mną. Na pierwszy tydzień dietetyk zaplanowała mi 2200 kcal dziennie (sic!). Porcje są ogromne. Dwóch nie dokończyłam, resztę ledwo. Pomiędzy posiłkami nie zdążyłam zgłodnieć. A ja myślałam, że dużo jem. Ba, strasznie się wstydziłam wielkości swoich normalnych porcji, a tutaj się nagle okazuje, że nie ma w nich nic dziwnego. Pięć takich posiłków dziennie to norma dla zdrowego człowieka?! Mój spaczony proaną umysł jest w szoku. To może ja rzeczywiście przestanę się przejmować, co ludzie wokół myślą i będę jeść tyle, ile potrzebuję (zamiast na zmianę nie dojadać i ulegać napadom wilczego apetytu).
Brakuje mi kawy i słodyczy. Ale ogółem - pierwszy dzień mega pozytywnie. W tle nowy album BMTH. To mogą być całkiem fajne trzy miesiące :)