Sobota powinna napawać optymizmem. Nie w moim przypadku. Straciłam już chyba wiarę, że mogę osiągnąć mój cel. Nadal sobie mówię, że to zrobię, że muszę to zrobić, że się da, że umiem, że potrafię. Ale już trudno mi w to wierzyć.
Zajmowałam się organizacją prezentów na dzień chłopaka i piekłam muffinki. Pewnie jesteście w stanie sobie wyobrazić - zostało mi trochę czekolady, no i miski do wylizania...a i babeczek wyszło mi zbyt wiele. Szkoda słów. Po prostu mi wstyd.
Później ciężko było mi się kontrolować. Może nie było tragicznie - przez tydzień przytyłam może z kilogram. Tyle tylko, że miałam ten kilogram schudnąć a więc właściwie jestem 2 kilogramy w tyle... Potrzebuję jakiegoś porządnego kopa.
Z jednej strony chcę być z siebie dumna. Chcę patrzeć w lustro i nie czuć się zawiedziona. Chcę móc kupować ubrania i czuć się atrakcyjna. Chcę. Ale pracować na to jest już ciężej.
Może jestem dla siebie zbyt surowa. Może powinnam zapomnieć o tym co było w tym tygodniu i walczyć o swoje szczęście - bo mój cel jest wart tej walki - przecież jestem tego pewna.
Chcę taki brzuch
Nie wierzę. Nie wierzę! Kiedy to pisałam moja mama przyniosła świeże bułki. Rzuciłam wszystko i pobiegłam po jedną. Nie ważne, że przed chwilą jadłam śniadanie. Nie ważne, że miałam w ogóle nie jeść jasnego pieczywa. Jestem żałosna.
angelisia69
3 października 2015, 13:48to kop ode mnie na rozruch :P Zacznij od czesciowych zmian,rozpisz plan podziel na punkty.Co jest dla ciebie priorytetem z czego nie potrafisz zrezygnowac,z czego nie chcesz rezygnowac itd..Planuj posilki wczesniej zeby nie bylo "luki" na jakies podjadanie,dodaj aktywnosc i nie skupiaj sie na slowie "dieta" bo to dziala jak plachta na byka.Raczej zmiany w zywieniu dla samopoczucia i ciala
Hera.
3 października 2015, 15:29Dzięki za rady, chyba dzisiaj usiądę i na spokojnie się nad tym zastanowię :)