Nie mam pojęcia po co to robię. Może opisanie sytuacji to jedyna rzecz, której nie robiłam?
Wychowalam się w rodzinie, gdzie wkładanie mi słodyczy do buzi było forma "dbania". Jednak obok tej formy dbania ciągle mówiono mi, już jako dziecku, że jestem jakaś taka gruba. Słowo gruba to synonim mojego dzieciństwa. Pamiętam, że w zerówce czułam się gruba i wstydziłam się innych dzieci, bo one grube jakoś nie były. Izolowałam się. Ta nieśmiałość i izolacja towarzyszyły mi już zawsze, byłam smutnym dzieckiem.
Mając 6 lat wpadłam w obsesję schudnięcia. Ta obsesja jest do dziś, po drodze połączona z bulimią, zaburzeniami odżywiania w każdym calu, nienawiścią do jedzenia, najpierw nadwagą a potem otyłością, insulinoopornością, nienawiścią do siebie, depresją, uzależnieniem, odwykiem.. W jakim momencie bym nie była, wstydziłam się tego że jestem gruba. To dlaczego nie schudłam? Tak po prostu?
no właśnie. Wykupiłam tu dietę, po raz kolejny, trzymam się jej 3 dni dumna i mówię, że "to jest ten czas, teraz już schudne". I tak od lat.
po raz setny, etny. Jakbym miała w gwiazdach zapisaną otyłość. A mój mózg podpowiada mi, że skoro nie potrafię schudnąć tak jak inni, to znaczy że nie potrafię nic. I nie podejmuje się niczego mówiąc, że "najpierw muszę schudnąć".
Teraz jednak czuję, że moje życie dobiega końca. Jestem młodą kobietą, dla której lockdown i siedzenie w domu to największe szczęście. Nikt na mnie nie patrzy.
Jestem z pozoru wesołym człowiekiem, który mówi, że kocha zimę. A tak naprawdę nienawidzi lata.
nigdu nie ubrałam krótkich spodenek na dwór, a mam ich z 30 par.
nigdy nie chodzę na plażę ani basen. Mój brzuch nigdy nie dotknęły promienie słońca, odkąd żyje. Jest biały jak śnieg, którego nienawidzę.