Wczoraj rodzinka wyciągnęła mnie na długi, wieczorny, zimowy spacer i było przecudnie! Prószył śnieg, były sanki, biegi i bitwa śnieżna...
Z dietą nie mam na razie kłopotów, w dzień powszedni daję radę. Gorzej, gdy zbliża się weekend. Mam jeszcze trzy dni do uzyskania 65 kg. Ruszam się wg planu, a nawet troszkę więcej... Nadzieja umiera ostatnia...Dzisiaj jadę na 1,5 godz. ćwiczeń.
Jabluszkowa
15 stycznia 2013, 22:53U mnie też w weekendy gorzej. Sanki! Jak ja dawno nie jeździłam na sankach :D Fajny taki spacerek :)