Witajcie,
Mam konto od paru lat tutaj, czasami usuwałam konta gdy porzucałam dietę. Potem po kilku tygodniach, aż zebrałam sie w sobie powracałam. Nowa ja, nowy rok... itp. Zapewne każdy tutaj to zna.
Zaczełam na poważnie myśleć o odchudzaniu kiedy poznałam swojego obecnego faceta, a raczej kiedy po naszym pierwszym spotkaniu zapytał dość luźno "czy kiedyś próbowałam zrzucić wagę". Uderzyło mnie to, że nie może być tak prosto..że nigdy nie pojawi sie temat mojej wagi.. A więc zaczełam. Dostałam dietę od jego ojca (jest dietetykiem) i poszlo... około 10 kg. Zmieniłam mieszkanie, pojawiły się pierwsze efekty i odpuściłam... Od tego momentu sie zaczeło... Nie było chyba dnia abym nie myślala o tym "dziś zacznę, od dziś sie uda". To była pierwsza połowa 2013 roku. Ciągnie się do dziś. Jak mój chlopak? Boi sie poruszać ten temat. Jest ustalone to że on to akceptuje. To takie głupie słowo, żeby nie powiedzieć nie podoba mi sie. Przez te już prawie 4 lata zmieniło się też coś innego- moja samoocena. Przed tym jak go poznałam, gdy szłam na impreze to poderwanie faceta nie było jakoś mega trudne, miałam bardzo wyskokie poczucie własnej wartości. Gdy go poznałam, najpierw była ta dieta a potem kolejne próby "dziś sie uda", próby które max po kilku dniach kończyły się fiaskiem.. potem odpusczenie.. bo egzaminy, sesja itp. Dochodziło do tego że co dziennie zachaczałam o sklep i kupowałam ciastka i chipsy. W ciągu dnia owsianka i warzywa, wieczorem chipsy i ciastka. Osiągnelam w tym roku wagę której nigdy nie miałam. 112kg. Kosmos. Moja buzia sie zmieniła, moja kondycja i wydolność spadła.. w tak młodym wieku! Najgorsze w tym wszyskim bylo to, że sie wypaliłam i nie wierzyłam że może mi sie udać (nadal nie wierzę w 100%). Moj facet kilka miesięcy temu zapytał: "czy kiedyś zamierzasz wrocic do diety?" Niby niewinne pytanie, a był jak strzał w serce. Moje poczucie wartości z poziomu zera weszło na poziom -99. Najpierw kazałam mu wyjść, zaczał sie tłumaczyć, ja płakać. Pogadaliśmy sobie, on sie tłumaczył że widzi ze mi to przeszkadza..a mu na to że przez tym jak go poznałam nie miałam tego problemu. Staneo na tym, że ja mialam przemyśleć sprawę a jak podejmę jakąś decyzję to on będzie mnie ze wszyskich sił wspierał żeby to osiągnąć.
Szczęliwie sie stalo że moja dobra koleżanka, również podobnych gabartyów co ja zaczeła wspolpracę z dietetykiem- "teraz albo nigdy". Wspolnie postanowilysmy cos ze soba zrobić, jej to wychodzi fantastycznie, mnie gorzej ale ważne ze podjęłam walkę.
Jak ona wygląda? Zanim napiszę, musicie wiedzieć że nie zjem czegoś co mi nie smakuje. Zmuszę się raz, ale nie na dluższą metę.
Jak ona wygląda? Zanim napiszę,
1.Staram sie nie dopuścić do sytuacji kiedy jestem głodna. Jak czuje ssanie w żołądku to mózg mi sie wyłącza i jem śmieci.
2.Do każdego posilku wlaczam bialko czyli sery białe, jajka (zawsze jem dwa na sniadanie), boczek (taak! boczek około 50g na porcje), kurczak, mielone z indyka, nasiona słonecznika, śledzie. Polecam wpisać sobie w googla "produkty wysokobiałkowe" uzyskacie wspaniala baze wiedzy.
3. Warzywa, warzywa, warzywa. Mam ten problem że nie lubię sałatek, a sałatek z zimnym kurczakiem szczególnie. Moje sposoby na warzywa w innej postaci to dodanie ich do omletu, mrożonki jednoskładnikowe (tzw. warzyw na patelnie też nie lubie :P ) czyli kalafior, brokul, fasolka. Gotuję je i zabieram do pracy w pojemniku posypane np. sloneczkiem lub boczkiem (zdrowsza wersja) lub bulka tartą (mniej zdrowsza ;) ); świeże warzywa jem bez zadnej obróbki. Uwielbiam pomidory z cebulą albo paprykę czerwoną.
4. Zdrowe węglowodany. Kiedy jako podstawę przyjmiesz białko i warzywa to świetnie można sie najeść, ale oczywiście należy pamiętać też o węglowodanach. Jeśli po nie sięgam to są to zazwyczaj platki owsiane lub kasza/ ryż. Od czasu kiedy wprowadziłam bialko i warzywa to nie kupuję pieczywa. I wcale mi tego nie brakuje.
5.Woda. I nad tym muszę popracować. Nigdy nie specjalnie lubilam pić i to teraz wychodzi. Muszę sie zmusić w koncu :)
Nieodzownym elementem chudnięcia jest sport. Ruch w każdej postaci. Nie lubię siłowni, na zajęciach fitness nie wyrabialam za reszta= bylam zniecęcona. Ale znalazlam coś dla siebie. Basen! a dokladniej zajecia fitness w basenie. woda nie obciąża stawów, czlowiek sie nie poci.. w sam raz na początki. W chwili obecnej za dużo czasu schodzilo mi na ten basen wiec cwicze w domu, zumbę. 20 min dziennie.
Jeśli ktoś dotrwal do konca, jest mi bardzo milo!
BABIBU
10 stycznia 2017, 12:10Ja dotrwałam :) I bardzo mnie przypominasz w relacjach z chłopakiem. Też reagowałam płaczem jak zaczynał temat mojej wagi . Nie chciałam o tym rozmawiać bo nie chciałam przyznać się do problemu nie ma tematu nie ma problemu !!! I w sumie większość prób jakie podejmowałam były z dla niego z flustracją z przymusu i efekt był odwrotny bo załamywałam się i na pocieszenie leciała czekolada batony.... Jeśli chcesz coś osiągnąć musisz robić to dla siebie I od Ciebie zależy czy za rok będziesz cieszyć się z zrzuconych kilogramów czy płakać bo znowu przybyło. Trzymam za Ciebie kciuki !!! I będę Cię dopingować:) :) :)
heard
10 stycznia 2017, 19:33tylko ja nie wiem czy to jest moim problemem, bo kiedy jego nie bylo to problem zbednych kg nie istnial..
BABIBU
11 stycznia 2017, 11:56hmm no ja jak swojego poznałam ważyłam 63 kg;/ a po 4 latach było 105 na wadze -sama nie wiem jak to zrobiłam:) zrozumiałam tak że to przez/dzięki /dla ( nie wiem jak to określić ) chłopaka zaczełaś sie odchudzać bo zapytał w prost. Nie było tak ze sama zaczełaś bo sama chciałaś cos zmienić . chodziło mi tylko o to zebyś się zastanowiła czy to co robisz robisz dla siebie. Jesli tak to wszytko okej :)
CookiesCake
6 stycznia 2017, 19:09Dobrze chociaż, że Twój facet nie mówi Ci chamsko, tylko delikatnie daje Ci do zrozumienia, że coś się dzieje niedobrego, co sama doskonale widzisz. Trzymam kciuki za Twoją walkę, mimo że będzie bardzooo długa ;)
heard
10 stycznia 2017, 10:04Dziękuję!