Hura!!!
Udało się.
Rosołek już się gotuje.
Nie wyszło mi zbyt artystycznie z tym kurczakiem ale ważne ,ze jakoś poszło.
Zapowiadam jednak ,ze nigdy więcej tego robić nie będę.
Niech mój mąż porcjuje-ja mogę go potem poobierać ale trzask tych kostek jak je ze stawów wyłamywałam..ble-okropność.
Teraz idę poćwiczyć z moją wirtualną panią trener.
MARCELAAAA
24 czerwca 2012, 13:17No zostaje Ci jeszcze hi hi wegetarianizm :)Rosołek z pewnością będzie pycha:)
nora21
24 czerwca 2012, 12:35to miałaś ciężkie przeżycia :)