2 lata temu, 4 maja zaczęłam swoją pierwszą WO. Jak tak teraz o tym myślę, to musiałam być bardzo zdeterminowana... Codziennie latałam na siłkę i paliłam setki kcal. Tryskałam energią i byłam zakochana w tej diecie. Z 66 zeszłam na 60, a w obwodach ubyło mnie ok 46 cm!
Teraz tak nie mam, raz, że nie mam siły na ćwiczenia, 2 że ciągle zdarzają mi się wpadki.
Mam jakiegoś doła, boję się, że już wpisane w moje życie jest być size plus. Ktoś może pomyśleć, że mało ważę, ale jestem niziutka i naprawdę widać po mnie każdy kilogram.
Wiem, że nie osiągnę pełnej świadomości siebie, dopóki będę nosiła rozmiar 40. Może to głupie, ale waga ogranicza mnie przez całe życie!
Myślę sobie, że szczupła Magda, była by szczęśliwa. Robiłaby rzeczy na które teraz nie ma odwagi np. podróżowała, chodziła na basen etc. Moje ciało bardzo mnie ogranicza.
A mój mąż mówi: "ubyło mi Ciebie!" ale wiem, że mówi tak, żeby mnie wspierać, bo chodzę smutna i wcale nie widzę tego, że schudłam. No ale nie przytyłam od razu, to i od razu nie schudnę...
Jak kiedyś będę miała dziecko, to od małego nauczę go kochać sport, dbać by nie jeść śmieciowego jedzenia i być fit. To jednak pomaga w życiu... Choć może się to wydać płytkim myśleniem, ale wiem sama po sobie ile ja bym działała gdybym nosiła rozmiar S.
_battlefield
5 maja 2015, 21:08To tak nie działa :))) podróżować, żyć można w każdym rozmiarze. I to działa w dwie strony. Jak będziesz robiła co kochasz to na pewno schudniessz, przy okazji. Słuchaj męża, namów go na spacer, na rower, na cokolwiek. Dasz radę. Nie przestawaj wierzyć. Jesteś warta więcej niż cyferki na wadze czy literki na ubraniach.