Z tatą troszkę lepiej . Uff można lekko odetchnąć, choć bo jego nagłej zatrzymanej akcji serca czerwona lampka pali sie z tyłu głowy !( chyba zboczenie zawodowe).Jak na złość w czwartek dostałam temperatury i do poniedziałku leałam jak zdechła . Od wczoraj już jest ok choć kaszel nadal mnie męczy. Po kilkudniowej przerwie wsiadłam na rower i przejechałam 16,58km.Muszę się przyznać ,że było mi ciężko i 30 min wlokło się "jak mucha w smole".Po ćwiczeniach dostałam takiego powera, że w drugie 30min wysprzątałąm całe mieszkanie- na okna tylko sił zabrakło( pocieszam się , że już niedługo sobota i powisze na oknach hi hi ). Jutro ważenie!
Muszę wam coś zdradzić. W poniedziałek zrobiłam sobie i mężowi "bal" i kupiłam czekoladę z różowym pieprzem. Zjedliśmy oboje po jednym kafelku z wielkim namaszczeniem. Chryste, co to za smak!! Pełna eksplozja pieprzu, delikatna nuta cytrusa i ten gorzki, cierpki, przylkejający sie do podniebienia smak czekolady!!!!!! Dla tej chwili warto było zgrzeszyć. Czekam z utęsknieniem na kolejny taki dzień.
Buziaki