do mojego celu został 1 kg. właściwie czeka mnie niewiele pracy :) postanowiłam jednak, że na tym nie poprzestanę... jestem zachłanna, jak cholera :)
ale może to właśnie o to chodzi? żeby ciągle do czegoś dążyć, a z drugiej strony jak się nie czuje satysfakcji z osiąganych wyników... to co dalej? tak to usr....j śmierci? czy kiedykolwiek poczuję satysfakcję, ze swojej walki i powiem sobie: teraz jest pięknie. nic więcej nie musisz ze sobą robić, a może to wszystko jest tak skonstruowane, że ciągle gdzieś biegniemy i przesuwamy poprzeczkę?
jak jest z Wami? osiągnęliście swój cel i na tym się skończyło, czy przeszliście gładko dalej?
pozdrawiam
GingerCat