Dzień 6
Pobudka, śniadanie i akademia. Okienko i szybki obiad. Znowu akademia i dom. A w domu...
Rozłożyłam starą matę i uśmiechnęłam się do siebie. Te kilka ćwiczeń to malutki kroczek na przód. Lepsze to niż nic! Oczywiście!
Miałam dziś cichą nadzieję, że zdążę zrobić dobry obiad, jednak nie starczyło czasu. Zadowoliłam się sześcioma małymi pierogami ruskimi i dwiema kanapkami z żółtym serem i piramidą szpinaku. Na kolację słodki banan, jabłko i zielona herbata. Czuję przyjemny niedosyt i jednocześnie lekkość, która towarzyszy mi również podczas ćwiczeń. Kończę, zamykam oczy i z uśmiechem przenoszę się do biurka. Włączam przyjemne francuskie piosenki. Sięgam po starą książkę do nauki tego języka i już wiem, że wieczór będzie taki jak lubię...