Wiem Kochane, że dziś już pisałam, ale muszę. Nie obrażę się jak nie przeczytacie do końca, bo to będzie bardzo osobiste.
Jestem osobą, która nie potrafi okazywać swoich emocji, dlatego często uznawana jestem za zimną, z niczego niezadowoloną i niedostępną.
W rzeczywistości jestem jak Islandia, na zewnątrz zimna,a w środku jak wulkan.
Przeżywam teraz naprawdę ciężkie czasy, nie ma dnia żebym nie zastanawiała się co, po co i dlaczego.
Wróciłam z Grecji jeszcze grubsza, dowiedziałam się o insulinooporności, dalej nie znalazłam pracy, czasami wydaję mi się, że wszystkim jakoś beze mnie było lepiej, M. jeszcze nie wrócił- od listopada nie miałam z nim kontaktu, oczywiście piłkarze nie dają mi żyć, przy każdej okazji próbując mnie sprowokować by zobaczyć jaka będzie moja reakcja- nie to boli mnie najbardziej, tylko to że to nawet nie jest prawda. Czasami mam ochotę im wykrzyczeć, że mają się zamknąć, że on się do mnie nie odezwał odkąd wyjechał, że boli mnie każde wspomnienie o nim i nawet wiedzą jak wiele bólu mi sprawił i jak bardzo jestem zła na siebie, nie na nich , że nie potrafię zapomnieć, że nie potrafię być z nikim innym, nawet nie potrafię się z nikim bez zoobowiązań przespać, bo coś mnie blokuje. Z nikim nie mogę o tym porozmawiać, nie umiem siebie z tego wydusić, rodzice są zajęci tylko sobą, mama swoim facetem- największym egoistą na świecie,a ja jestem tylko potrzebna żeby pracować za nią w barze i słuchać żali.
Jestem wśród tylu ludzi ,a czuję się tak samotnie. Tylko tutaj czuję, że zostanę wysłuchana. Co robię w takich chwilach idę się wyżyć: worek, rowerek, Ewka pomagają na chwilę, ale zawsze to coś.
Teraz po napisaniu tego wszystkiego czuję się trochę lżejsza. I kładę spać.
Śpijcie dobrze Kochane i nigdy, ale to nigdy nie dajcie się skrzywdzić jakiemuś palantowi :*