Po południu, w godzinach szczytu zostałam po raz pierwszy sama za barem (na sytuacje bardzo kryzysowe mogłam wołać koleżankę, która pomagała na kauchni). Jednak to ja musiałam obsługiwać gości, wydawać zamówienia, zgłaszać na kuchni czego brakuje, dbać o porządek na sali, w między czasie zwozić i myć brudne naczynia praz dbać o porządek za barem. No było niezle bailando w jednym momencie, bo miałam klienta za klientem, więc naczynia po prstu wrzucałam na zmywak. Na prostą wyszłam dopiero na godzinę przed zamknięciem lokalu, a dokładne porządki i przygotowanie wszytskiego na rano i podliczenie kasy zajęło mi jeszcze jakieś półtorej godziny. Z pracy wychodziłam więc po 20:30, ale zadowolona że podołałam zadaniu. No i jednak jutro do pracy idę na 14, więc się nareszcie wyśpię, choć planuje "późnym rankiem" pójść na basen lub siłownie :)
Dzisiejsze menu
śniadanie (7:30) - 150 g jogurtu z płatkami i banan
II śniadanie (10:15)- 2 szklanki maślanki
przekąska (13:20) - kubuś mały
obiad (15:05) - makaron z warzywami w sosie pomidorowym
podwieczorek - surówki
kolacja - kawałek sernika
To tyle - aktywności fizycznej brak, za to jest ból pleców. Słodkich snów misiaczki :)
A i rano waga wcale nie pokazała mniej po wczorajszym bieganiu w pracy, a szkoda.