Przechodzę aktualnie najparszywszy okres w moim życiu. Na pewno pod względem wagowo - wizualnym (chociaż kilka miesięcy temu było jeszcze gorzej). Ciągle marudzę, że jestem gruba, że się źle czuję, że wszystko jest ciasne. A on to cierpliwie znosi, zabiera mnie na zakupy i kupuje coraz to większe. Kiedy wreszcie postanawiam coś ze sobą zrobić i okazuje się, że nie mam żadnego wygodnego dresu oczywiście - zabiera mnie na zakupy. A kiedy w ubiegły poniedziałek miarka się przebrała i płakałam mu w ramię, jak bardzo nienawidzę swojego ciała to w prezencie dostałam 15 treningów z trenerem personalnym. Co za święty człowiek ze mną wytrzymuje... chyba mnie bardzo kocha :)
A dziś jestem już po spotkaniu z Igą. Boooże, jakie ona ma ciało! Gdybym była facetem... :D
Cóż 32 kg tłuszczu na mnie. Co najmniej 18 kg samego fatu do zrzucenia. Na szklanej 79,4. I kompletny zakaz ważenia! Pierwszy trening kiedy? Uwaga! W środę o 7 rano! No chyba umrę :D Już się nie mogę doczekać. A siłowni pierwszy raz od... od.... od.... nie pamiętam kiedy :P
Kocham tego mojego Misia. Dobrze, że Go mam :)
agus0709
23 listopada 2015, 15:59Zazdroszczę takiego narzeczonego :) kochany :)
MinusPlus
23 listopada 2015, 14:37Najważniejszy pierwszy krok, nie ma co się zapłakiwać tylko brać się do roboty, jeśli odpowiednio do tego podejdziesz do świąt zrzucisz 5 kg ! powodzenia ;)
FitnessGirlToday
23 listopada 2015, 15:04Teraz jestem w pełni pozytywnie nastawiona. Nie będzie już oszukiwania bo nade mną stanie bat :D a kiedy patrzyłam na tę trenerkę to miałam ochotę wziąć sztangę i machać :D