Jak dziwnie zaczynać nową kartę. Dawno się to nie zdarzyło. Żal pożegnać stare wpisy, stare zdjęcia. Ale w pewnym momencie masz pewność, że to odpowiedni czas na postawienie grubej, tłustej, czarnej krechy, pod którą znowu zaczniesz wszystko zapisywać Monotype Corsivą i klecić piękne zdania. Prawda?
Dzisiaj wigilia moich 24 urodzin. Zacznę nietypowo bo od podsumowania. Odchudzam się od jakichś 12 lat. Z różnym efektem. Najlepszy jaki udało mi się osiągnąć to 61 kg, półtorej roku temu, ale na dość ograniczonym jadłospisie. Poprzednie lata były latami diet 1000 i jednej nazwy. Diet cud. Któż z nas nie zaczynał kopenhaskiej, Dukana, MŻ, kapuścianej etc. Oczywiście byłam pionierką. Nie rozumiejąc tego co dzieje się wewnątrz mnie.
Teraz to już wiem, jak należy podejść do zmiany. Jak bardzo należy siebie kochać, aby dać sobie szansę na lepsze jutro. Kiedyś, kiedy zobaczę, że chcecie wiedzieć o czymś więcej - chętnie opowiem Wam o sobie:)
Druga nietypowa kwestia to taka, że nie odchudzam się od dziś ani od jutra, ale Nowego Roku, czyli mija prawie miesiąc. Z 81 kg, które zaznaczyłam na pasku, aby nie zapomnieć o tym sukcesie - spadłam do 75,5. 5,5 kg!
Zaczytuję się godzinami na http://www.tlustezycie.pl/ . Już wcześniej podejrzewałam, że mogę chorować, jednak żaden lekarz nie potrafił mi pomóc. Dostawałam kolejne dawki antybiotyków i z tygodnia na tydzień było gorzej. Obecnie leczę się z ogólnoustrojowej candydzy. Trzeba było zminimalizować węgle aby wytruć grzyba. Nie toleruję glutenu i laktozy. Odkąd wyrzuciłam mleko z diety, a to już 2 miesiące, nie pamiętam co to wzdęcia, nawet po grochu czy kapuście. Od kiedy wyrzuciłam gluten w moim żołądku nie słychać bulgotania, przelewania, nie mam też problemów z wypróżnianiem. Póki żywiłam się produktami z glutenem bywało, że miałam coś na wzór biegunek. Owszem, brakuje mi bułeczek z masłem i kawy w połowie dopełnionej mlekiem, ale samopoczucie, które teraz jest ze mną warte było tego wyrzeczenia. Swoją drogą czarną kawę zminimalizowałam do incydentów, kiedy mam na nią ochotę, czyli jakieś 4, 4 na tydzień. Zastąpiłam ją zieloną, po której nie ma nalotu na języku, suchości ani niemiłego smaku.
Dieta, którą obecnie stosuję oparta jest o intermittent fasting czyli żywienie w oknie. Dla mnie okno przypada między 12, częściej 13, a 20 lub 21.
Liczę makra. niestety z racji candydozy węgle spadły na łeb na szyję. Mam tego świadomość, że jem poniżej zapotrzebowania, ale prowadzi mnie trener, który mam nadzieję, wie co robi. W najbliższej przyszłości będę podbijać, ale póki co jestem zachwycona brakiem objawów candydozy, które męczyły mnie od kilku lat.
Miało być krótko, a wyszło jak zawsze. Mam nadzieję, że zyskam grono osób podobnie dążących do celu jak ja :)
Trzymam za Was gorąco kciuki! :)
Magiczna_Niewiasta
28 stycznia 2015, 16:35Powodzenia, oby ta dieta już była ostateczna, ze stałymi zmianami w odżywianiu i by już nie było skoków wagi :)
katy-waity
28 stycznia 2015, 16:28ja skasowalam wpisy 1 stycznia i od tej pory idzie mi dobrze dieta, czasem taki reset pozwala na nowy start..