Cześć i czołem!
Melduję się po bardzo wyczerpującym piątku i bardzo zajętej sobocie.
Z dobrych wiadomości to tyle, że dobrze mi poszła prezentacja- tzn ja wcale nie czułam żeby mi dobrze poszła ale dużo osób mi podziękowało, że dowiedzieli się nowych rzeczy, rozśmieszyłam ich w pewnych momentach więc też na plus że się nie nudzili. Przyszło sporo osób, więc dziewczyna która to organizuje i musi się potem rozliczać z liczby obecnych przed ministerstwem też była bardzo zadowolona.
Nie przeszkadzał im mój słaby czeski nawet ;)
Ogólnie wyjazd mi się udał. Tylko to syfowe żarcie- żadne fast foody - po prostu jedzenie w restauracji jest inne niż domowe.
I takim o to sposobem dzisiaj boli mnie brzusio- wiem, że jest smutny bo dzisiaj w przerwie kursu skoczyliśmy na obiad do pobliskiej obleśnej knajpy i chyba coś mi nie posłużyło :(
Pomierzyłam się dzisiaj i zważyłam. Jest ok 60.4 kg chociaż już wczoraj rano było 60.1 kg.
No niestety, ostatnio miałam mniej ruchu (dużo mniej) i pewnie się za wiele nie poruszam do środy co najmniej. Mam nadzieję, że waga za wiele nie wzrośnie- muszę się bardzo pilnować z jedzeniem chociaż wiem, że też nie będzie za wesoło- cały poniedziałek od 2.00 w nocy do nie-wiadomo-której będziemy znowu w trasie :( czyli kanapeczki....
Życzę Wam bardzo miłej niedzieli.
Buziaki.