Rano obudzilam sie z silnym nastawieniem, ze o to wlasnie dzisiaj jest ten dzien kiedy wszystko sie we mnie zmieni, stane sie nowa kobieta i nic a nic nie przeszkodzi mi w osiagnieciu zamierzonego celu...bo oto wlasnie dzisiaj rozpoczelam nowa terapie odwykowa (bo to jest jak prawdziwy odwyk od cholesterolu, tluszczu, wszedzie porozstawianych barow popularnie zwanych fast foodami, ktore niewiele wspolnego maja z prawdziwym jedzeniem mimo, ze w swej nazwie 'food' zawieraja)
Sniadanie i drugie sniadanie przebieglo bez wiekszych problemow, grzecznie zjadlam zaplanowane posilki ale przy lunchu nastapil maly kryzys... nie dalam sie jednak :)
No i potem obiad... tu juz bylo gorzej... ech... nie dosc ze dlugo czekalam i zoladek zaczal mi przywierac do kregoslupa to jeszcze nie moglam sie najesc i glod stal sie trudny do zniesienia.
Wiem wiem, ze to moja wina bo posilki powinnam przygotowywac wczesniej ale nie sadzilam ze zajmie to tak dlugo i juz jutro na pewno nie bede taka glupia...
Ok, oby kolejny dzien byl bardziej satysfakcjonujacy...