Już niestety po urlopie- wróciłam do domu i jakoś tak ciężko mi na sercu, że w poniedziałek do pracy... Ale kiedyś przeczytałam taką myśl: "nie płacz za tym co było, ale uśmiechnij się, że Ci się to przytrafiło" więc nie załamuje się- wieczorem otwieram sangrię i robię przegląd zdjęć :)
Niestety podczas podróży padł mi telefon i Pani w serwisie poinformowała mnie, że najprawdopodobniej straciłam wszystkie zdjęcia z telefonu... Ech, lekka załamka bo miałam naprawdę przecudne fotki... Mimo to i tak się cieszę, że w aparacie jeszcze cos zostało...
Zatem na urlopie jadłam dużo (ale nie traciłam zdrowego rozsądku), piłam dużo (wino i sangria- Boże mam nadzieje, ze tak wygląda Raj ;) ) i ruszałam się dużo- spacery i pływanie. Po powrocie do domu z drżącym sercem weszłam na wagę (ech te pyszności) i okazało się, że waga wzrosła o 300 g (czyli prawie co nic ;P). Stało sie tak zapewne dlatego, że już od dłuższego czasu odchudzam się z głową i przede wszystkim stawiam na sport, bo na samej diecie pewnie to na tym urlopie by mnie takie jojo dopadło, że szok ;P
Dodatkowo ładnie się opaliłam, a jak wiemy ciemne wyszczupla :)
Po powrocie wpadłam w wir porządków, prania itd, a od poniedziałku powrót do szarej rzeczywistości- pracy, gotowania obiadków i jesiennej aury... Ech...
Aby jednak jakoś sie w tą jesień wczuć pojechałam sobie na dłuuugą wycieczke rowerowa. Trzeba korzystać poki można z mozliwości spędzania większej ilości czasu na zewnątrz, Jeszcze.
Oki lecę jeszcze jakiś skalpel zrobić czy coś... W końcu tych 300 g trzeba sie pozbyć ;)
missachten
25 września 2017, 10:14Ja czekam na kolorowe liście, wtedy mnie z roweru nikt nie ściągnie. Tak będę śmigać <3
theSnorkMaiden
23 września 2017, 22:55Super ze urlop udany choc niefajnie z tym telefonem ;( sangria powiadasz....zazdroszcze