Wróciłam kilka dni temu z tygodniowego wypadu w góry i jestem baaaardzo zadowolona. Musze przyznać, ze moja regularna aktywność wzmocniła mnie na tyle, że jeszcze lepiej, jeszcze łatwiej i jeszcze sprawniej spędzałam czas na górskich szlakach. Kondycja na 5 :)) Tak dla frajdy włączałam czasem endomondo lub krokomierz, aby zobrazować swój wysiłek, jednak wyprawy były zbyt długie i w końcu telefon rozładowywał się... Poprzeciskałam się przez nasze piękne jaskinie- w żadnej nie utknęłam- więc chyba jest OK :) Wczoraj odebrałam zdjęcia i naprawdę byłam zachwycona sobą! Lżejsza o 10 kg, ładniejsza, a przede wszystkim- radośniejsza. No po prostu bajka!
Za dwa tygodnie kolejny wyjazd- tym razem na Mazury (hehe, jak to dobrze mieć czasem zległy urlop)- co prawda na krótko, ale zawsze. Dlatego nie poddaje się, ćwiczę dalej, trzymam się diety :)
Co prawda będąc w górach trochę sobie pofolgowałam. Oczywiście zrobiłam to z rozmysłem. Pozwoliłam sobie z góry na niektóre rzeczy, aby potem nie męczyć się wyrzutami sumienia. Więc to co chciałam jadłam i piłam, ale od 5 rano już zbierałam się na szlak. Waga nie wzrosła, a nawet ciut spadła, ale moje radosne oblicze- bezcenne :)
Tam byłam :) :
Teraz popijam sobie rumianek i powoli zbieram się do snu, bo jutro przed pracą chciałabym na rower wyskoczyć - rano jest jeszcze w miarę rześko, bo jak dziś po południu szłam na fitness to myślałam, że zemdleję w drodze od tego upału :/
Dobrej nocy!