Nie mojego...a może i mojego jeśli francuski styl życia (ściślej jedzenia) stanie się i moim stylem, czyli zdroworozsądkowe podejście do jedzenia, którego przez ostatnie lata mi brak. Motam się jak wariatka między obżarstwem a niejedzeniem (a może raczej jedzeniem niczym ptaszynka, yhhh). Życia mi nie starczy przez obliczanie kilokalorii...kurczak, Francuzi nawet nie wiedzą jakie jest dobowe zapotrzebowanie energetyczne człowieka, czy też ile procent tłuszczu ma mleko pełnotłuste (przynajmniej większa ich część). A ja już bym spokojnie mogła zdawać egzaminy z dietetyki i po kija cała ta moja wiedza? Skoro efekty są...na parę miesięcy. Jakiś p... zaklęty krąg.
Bliżej mi do podejścia Francuzów niż Amerykańców (i to nie tylko geograficznie). P... diety ;P
natsumitia
14 maja 2012, 18:44Ja dokładnie to samo.Cały czas w pętli niejedzenia, lub jedzenia jak ptaszek.Kalorie wszystkie na pamięć bez mała.Jej ;O Ale ostatnio zaczynam podchodzić do tego zdrowo, jak nie jestem głodna to nie jem, bo tak mi nakazuje jakas durna dieta, że musi być 5-4 posiłki, a ja mam ochotę na 3 :)