Zarzuciłam pisanie bloga...oczywiście, znalazłabym tysiąc powodów takiego stanu rzeczy, ale powiedzmy szczerze trudno przyznać się do swoich upadków, których skutek widać na wadze. Wszak nie sposób oszukać "bezlitosnej" maszyny i...dobrze. Jestem grubasem, nawet w rozmiarze M i S. To kwestia psychiki. Moje mechanizmy obronne działały wręcz rewelacyjnie, więc przez te ostatnie miesiące spokojnie tłumaczyłam sobie zjedzenie ciasteczka, cukiereczka, słonych przekąsek...to wręcz żałosne.
Od wczoraj potulnie wróciłam do limitu i go nie przekraczam. Wczoraj 1395 kcal, dzisiaj 1355 kcal. Ciekawe, jak długo moja gruba strona osobowości siedzieć będzie cicho, bo to, że tłuścioch się odezwie to pewnik. Nie ma niczego pewniejszego na świecie, niestety.
Wkleiłabym zdjęcia swej "tłustowatości", ale po co ludzi po nocy straszyć, heh.