Siedziałam dzisiaj w autobusie i naszłam mnie taka refleksja, że aż postanowiłam ją uwiecznić. Wiem, że ten temat krąży gdzieś po świecie i to nie pierwszy raz kiedy się go porusza ale dla mnie to jest niepojęte. Jak ludzie na jednym końcu świata mogą płakać dlatego, że są grubi, podczas gdy na drugim końcu płaczą bo z głodu umierają im dzieci. Oczywiście nikogo nie obwiniam bo sama tak mam, ale jak można było do tego doprowadzić. Bo to jest jednak trochę paradoksalne i ja się czuję w tym momencie zagubiona . I siedzę teraz na jakimś portalu o odchudzaniu, w który zapewne ładowane są pieniądze, które mogłyby uratować życie kilku dzieci i co najgorsze sprawia mi to niesamowitą przyjemność. Nie wiem jak mogłabym pomóc, mogę pójść do jakichś organizacji ale czy to coś zmieni? Jedzenie dalej będzie produkowane w nadmiernych ilościach bla bla bla. I tak mnie teraz naszło, że muszę się kurwa uduchowić. Bo moje problemy ( w świecie materialnym ) to nic, można je wyśmiać. W końcu czym jest jedna czekoladka więcej, w stosunku do śmierci lub wieczności ? To dopiero jest niepojęte. No trudno....