Moja najwieksza slaboscia nie sa slodycze. Moja najwieksza slaboscia jest zolty ser. Ser przeroznego rodzaju. Moja najwieksza slaboscia nie sa chipsy. Moja najwieksza slaboscia sa slone przekaski (paluszki czy krakersy). Czuje, ze przez ten krotki swiateczny czas przytylam. Jak kucam to czuje dodatkowe centymetry w udach. Jak siedze to brzuch przykrywa wiekszy kawalek ud niz przd swietami. Mam wielkie postanowienia ale niewielki zapal. Motywacja tez jest niczego sobie ale silna wola szwankuje. Dlaczego to tak jest, ze wydaje mi sie ze kiedy schudne to moje zycie bedzie lepsze? Moje cialo wspolpracuje ze mna; daje mi znac kiedy juz nie chce jesc i czego nie chce jesc. Daje znac kiedy potrzebuje ruchu na swiezym powietrzu. Ale jakos moja glowa nie wspolpracuje z cala reszta. Kiedy pada propozycja "moze sie poczestujesz?" odpowiadam grzecznie acz stanowczo "nie, dziekuje" a moja reka juz wyciagnieta jakby zyla wlasnym zyciem. Wtedy musze szybko powiedziec "a, jednak sie skusze, co tam". Trudno mi zgrac wszystkie elementy razem tak zeby stanowily zespol i mowily jednym glosem. Czasami mi sie to udawalo. Czulam sie wtedy swietnie, pelna kontrola a w oczach otoczenia pelen podziw. Fajowe uczucie. Wkurzam sie bo jem mniej niz kilkanascie lub nawet kilka lat temu a waga i wyglad coraz gorsze. Wiem, wiem, z wiekiem metabolizm zwalnia. No i te cwiczenia :( nie mam sily, sama rozgrzewka mnie dobija. Mnie, osobe, ktora uprawiala czynnie sport i to nie tylko jedna dyscypline. Nogi mam tak ciezkie jakby mialy przytwierdzone do ud bloki betonowe. Teoretycznie jestem swietnie przygotowana do zdrowego stylu zycia. Teoretycznie..... Poprzedni rok byl niepomyslny dla mnie. Wiele sie wydarzylo. Co do tego Nowego Roku mam dobre przeczucia. Sama sie dziwuje, ze jestem az "tak" pozytywnie nastawiona. To do mnie niepodobne. W zeszlym roku o tej porze mialam potwornego dola. A teraz mam przeczucie, ze wydarzy sie cos dobrego, dobrego dla mnie. Ostatnie dni to byly dni bez diety, nawet nie probowalam. Musze sie zebrac i zaczac znowu. Nie od nowa bo przeciez cos tam osiagnelam. Wiedze, spostrzezenia, poznalam bardziej siebie. Za bardzo ulegam wplywom otoczenia. Lamie swoje postanowienia pod naciskiem z zewnatrz "zjesz kolacje? Zrobie cos dobrego :) No zjedz ze mna." Mam 3 miesiace do moich 40-stych urodzin i mam nadzieje, ze mimo wszysko mi sie uda.
- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
aaaaaaa2014
11 lutego 2015, 20:26Musisz dać radę.Ja też zawsze myślę,że jak schudnę moje życie będzie lepsze .
choupette2014
4 lutego 2015, 03:21Uda sie...uda:) Opanujesz sytuacje.Wierze w Ciebie!
Norgusia
5 stycznia 2015, 21:26No kurcze...mocne to!!! a najgorsze, ze nie masz władzy nad swoimi rekami....;-) może powinnaś pomyśleć nad metoda małych kroczków??? wyznacz sobie jeden cel i do niego dąż...Powodzenia!!!!
Encywka
6 stycznia 2015, 00:12Sprobuje ta metoda :D