ale w sumie to nawet nie nazwałam bym tego walką... bo i z czym... chyba z moim wewnętrznym ja... o to, żeby w końcu wzięło się w garść... żeby spojrzało w górę.. żeby się uśmiechnęło... ciężko....
miałam się zwarzyć i zmierzyć.. ale w sumie jeszcze z tym poczekam.. fakt może zbyt wiele to się nie ruszam...ale jeśli chodzi o dietę to mam problem żeby jakoś dobić do 1000 kcal.. kompletnie nie mam apetytu jem, żeby mieć siłę, żeby się nie przewrócić i żeby żołądek się nie zbuntował...
"moja codzienność mnie zmienia sama nie wiem już, czy potrafię żyć... ukrywam w sobie marzenia dobrze wiedząc, że żadne z nich beze mnie nigdy nie spełni się...."