Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Coś idzie nie tak.


Ruchy na wadze są na wagę złota. Niestety jakieś tip topki wybrał mój mózg i nijak nie chce walczyć z otyłością. Apetyt ma ten sam. Ruch też na normalnym poziomie a cotygodniowa waga leci o kiklaset gramów. Marne 300 czy 500. Dawno niewidziani znajomi z trudem rozpoznają mnie na ulicy, twierdząc że mocno schudłam na twarzy. Szkoda, że waga nie odzwierciedla tego. No i brzuch nadal przekracza linię mety pierwszy. Ale nie zrażam się. Pierwszy etap spodobania się sobie to Sylwester. Kiedy uda mi się wcisnąć w wypatrzoną rozmiarowo kieckę, obiecuję realizację kolejnego etapu. Jeszcze nie wymysliłam kolejnej mety. Może to będzie Wielkanoc? Chciałabym też wskoczyć ponownie w spodnie narciarskie. Uwielbiam ten sport. Ale ostatnio bałam się upadków przy szybszej jeździe. Dlaczego? Otóż dlatego, że ciasnota w spodniach uniemożliwiała mi zapięcie butów, o podniesieniu się z wywrotki nie wspomnę. Kondycja była dobra. Natomiast do pionizowania potrzebna była rzesza ludzi. W kolejnym sezonie nie przewiduję nart. Za to chętnie upoję się przymierzaniem spodni. 

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.