No więc udało się! Po miesiącu od chwili, kiedy powiedziałam sobie, że czas polubić bieganie, udało mi się przebiec 10 km w godzinę.
Tak tak, wiem, że dla wytrawnych biegaczy taki czas nie jest w żaden sposób zachwycający, ale na pewno stanowi pierwszą barierę do przełamania (no, może drugą, pierwszą są drzwi od mieszkania, dzielące przestrzeń komfortu od przestrzeni łez i potu ).
Pomimo tak intensywnych treningów (3-4x tygodniowo bieganie plus po bieganiu TRX z naciskiem na core i ręce) moja waga ani drgnie, a obwody poszły w górę (biodra +1, udo +1, łydka +0.5); spadło za to z brzucha, już 3 cm. Staram się najmocniej jak mogę nie popadać w zniechęcenie z powodu tego braku różnicy (lub zbyt małej różnicy). Pomogło mi udanie się na pomiar składy masy ciała, wiadomo, że to wartości w przybliżeniu, ale w stosunku do zeszłego roku przy takiej samej wadze mam ponad 3kg mięśni więcej (to dużo??) i 3.2% tłuszczu mniej (a to chyba naprawdę nieźle?). Także nie załamuję się, w końcu zobaczę oczekiwane efekty.
Już tylko 88 dni do Biegu Morskiego Komandosa ;)
Moonlicht
4 czerwca 2019, 12:32hm.. Jak? Też tak chcę.. Bardzo!
drosera85
11 czerwca 2019, 11:02Po prostu biegaj :) Każdy trening jest lepszy od żadnego. Ja wyszłam z domu rano w niedzielę wielkanocną, bo chciałam się rozgrzeszyć z jajek z majonezem, i...... tak już biegam od jakiegoś czasu :)