Muszę Wam się do czegoś przyznać.
Kiedy miałam ostatnie cotygodniowe ważenie, waga pokazała 67,8 czyli o kg. mniej niż poprzednio. Oczywiście byłam tym stanem zachwycona - bez ćwiczeń, z małymi grzeszkami waga leci w dół. Po prostu super. Tak więc nastąpił ciąg dalszy grzeszków - 0 ćwiczeń, i codziennie a to paluszki, a to piweczko jabłkowe do wieczornego oglądania filmu a to parę ciasteczek. Dietkę trzymałam w dalszym ciągu z paroma małymi wyjątkami. No i co sie stało? Przedwczoraj rano stanęłam na wadze: a tu 68,1. Po prostu szok.
Dobrze że w porę się opamiętałam i od wczoraj znowu wróciłam do rygoru. Dzisiaj rano waga pokazała 67.6 czyli to co przybrałam odrobiłam ale w ujęciu tygodniowym (pojutrze ważenie) wypadnie to baaaaardzo kiepściutko. Powiedzcie mi, czy tak już będzie do końca życia - lekka "rozwiązłość" żywieniowa i trach waga idzie w górę? Można się załamać.
Obiecałam sobie że do Świąt nie jem nic słodkiego. No dobra, tylko jutro jadę do swojej pracy na Wigilię. I jestem ciekawa jak ja wytrwam w swoim postanowieniu ?
Kiedy miałam ostatnie cotygodniowe ważenie, waga pokazała 67,8 czyli o kg. mniej niż poprzednio. Oczywiście byłam tym stanem zachwycona - bez ćwiczeń, z małymi grzeszkami waga leci w dół. Po prostu super. Tak więc nastąpił ciąg dalszy grzeszków - 0 ćwiczeń, i codziennie a to paluszki, a to piweczko jabłkowe do wieczornego oglądania filmu a to parę ciasteczek. Dietkę trzymałam w dalszym ciągu z paroma małymi wyjątkami. No i co sie stało? Przedwczoraj rano stanęłam na wadze: a tu 68,1. Po prostu szok.
Dobrze że w porę się opamiętałam i od wczoraj znowu wróciłam do rygoru. Dzisiaj rano waga pokazała 67.6 czyli to co przybrałam odrobiłam ale w ujęciu tygodniowym (pojutrze ważenie) wypadnie to baaaaardzo kiepściutko. Powiedzcie mi, czy tak już będzie do końca życia - lekka "rozwiązłość" żywieniowa i trach waga idzie w górę? Można się załamać.
Obiecałam sobie że do Świąt nie jem nic słodkiego. No dobra, tylko jutro jadę do swojej pracy na Wigilię. I jestem ciekawa jak ja wytrwam w swoim postanowieniu ?
psmwt
19 grudnia 2007, 03:31Niestety niektórzy tak mają, ze swojej wagi stale muszą pilnować. Bo jeden mały grzeszek pociąga za sobą następny. Dlatego trzeba sobie pozwalać na przyjemności ale też trochę się ograniczać. Jak masz okazję w pracy i będziesz mieć na coś ochotę to ulegnij z czystym sumieniem. Następne spotkanie w tym gronie na pewno nie prędko.
Kirys
18 grudnia 2007, 23:48Mówisz o grzeszkach, policz ile tego cuzamen do kupy było i ile przybrałaś, a potem zmniejsz grzeszki o 1/4 i zobaczysz,że |"coś z tego życia będziesz miałą" i waga nie będzie wariować, najwyżej troche więcej poćwicz. A tak poza tym to gratuluję, naprawdę idziesz jak burza.
zmotywowana84
18 grudnia 2007, 19:56To jest właśnie straszne-niektórzy mogą jeśc ile wejdzie a wagę mają malutką-a my??Ciągle musimy się pilnować. Ty na szczęście w porę to zrobiłaś.Na Wigilii możesz sobie pozwolić na coś słodkiego.Lepiej spróbować kawałek niż całą imprezę chodzić jak struta:)Pozdrawiam i życzę udanej Wigilii:)
kwiatuszek170466
18 grudnia 2007, 19:30No tak to jest trzeba cały czas uważać.Bo jak sie trochę popuści to już waga sobie robi co chce.
endo
18 grudnia 2007, 15:30hmm - nie wiem czy wytrwasz, ale juz sobie powiedziałam że rygor wraca znowu po świętach :0))) no bo jak narazie to zbyt dużo smacznych rzeczy koło mnie. pozdrawiam papa