Wczoraj przeżyłam szok! 7 czerwca idziemy na wesele, nie ukrywam, że chciałabym wyglądać, jak człowiek a nie jak gruba świnia. Dlatego też wybrałam się z mamą na zakupy, nie żeby coś kupić dla siebie, bo mam zamiar coś zrzucić ale dla mamy, zależało mi na tym, żeby sprawdzić jaki rozmiar teraz noszę po zrzuceniu tych 23 kg. Wcześniej było to 46, 48, 50 wszystko zależne od fasonu itd. No jest piękna sukienka z baskinką, zameczek z tyłu cudo, koralowa, patrzę na metkę 44, dobra biorę bo przecież kurtkę miesiąc temu kupowałam w reserved 42 więc tu się na pewno zmieszczę. A tu co k........wa, za mała!!!!! Zmieściłam się,ale na plecach miałam zbyt obcisłą i spłaszczyła mój i tak mały biust i jakoś była przekrzywiona. Wkurzyłam się i to nieźle. Mama mnie pocieszała, że mam nie patrzeć na rozmiar tylko że jest mnie połowa mniej, że sukienka jest bardzo wąska i dała mi 46. Ta oczywiście była o niebo lepsza i idealna. Ale 46!!! Chciałam się z tym rozmiarem pożegnać, przecież 23 kg temu też kupowałam 46!!! Załamałam się totalnie. Mój M mnie też pocieszał, powyciągał stare sukienki, kazał je założyć i popatrzeć do lustra, owinęłam się w każdej z nich. Wiem, że jest mnie pół mniej, ze wyglądam dobrze, nawet brzuch mi spadł odkąd ćwiczę brzuszki. Ale w mojej głowie jest ciągle te cholerne 46!!!! No i jak się tu nie załamać!!
Paskudna dziś pogoda, zimno, szaro, ponuro. Z dietą idzie mi nieźle. Od środy staram się jeść mało mięsa, tak jak zaleciła pani doktor, więc co jadłam przez te te 5 dni? Soczewicę z warzywami z kaszą gryczaną, leczo z cukinii z makaronem razowym no a dzisiaj naleśniki z mąki razowej ze szpinakiem. Zjadłam aż 3 te naleśniki, ale były takie pyszne i gorące, nie mogłam się powstrzymać. Właśnie weszłam na wagę, myślałam, że po dzisiejszym obżarstwie nic nie spadnie a tu niespodzianka na szklanej pojawiło się magiczne 76,7 Nie mam pojęcia, jak to się dzieje, ale mój organizm chyba działa jak maszynka i przyzwyczaił się do takiego jedzenia no i do tego pływania pewnie też. Jestem zadowolona, wejdę na wagę za tydzień w niedzielę. Przede mną ciężki tydzień, szkolenia w pracy, zajęcia dodatkowe z dzieciakami oj będzie się działo, ale to dobrze, bo przynajmniej nie mam czasu żeby myśleć o jedzeniu :) I to jedyna pozytywna wiadomość, bo z tymi rozmiarami to mnie już szlag trafia!
NormaJeane
11 maja 2014, 20:16Rozmiar rozmiarowi nie równy, nie martw się!:*