Wróciłam styrana z pracy. Pracownica wzięła wolne bo chora a ja z robotą za dwóch zostałam. Weszłam i zasiadłam. Znów grawitacja pod moją kanapą jakaś mocniejsza. Ciągle o przebiegunowaniu ziemi gadają, może to jest to. W każdym razie objawiło się to brakiem możliwości poderwania tyłka w górę. I co? Siedzę i myślę że taka praca jak moja, to jak dobry trening. Zaznaczyć? Nie zaznaczyć? Buuuu. Znów mnie głowa zwodzi..... Jedna część mnie krzyczy wystarczy ci ruchu w pracy. Druga część mnie szepcze: trening jest potrzebny, bo zaangażujesz inne partie mięśni niż w pracy. Np brzuch. Brzuchem nie pracuję. Zdarza się że go napinam ale to zbyt mało żeby go wysmuklić. Gdyby tak było, to by wałki mi nie zwisały...
W końcu jest jadłospis. Cieszę się, bo już za parę dni poczuję się lepiej. Yupi! Usiadłam i zrobiłam podmianki, i jest lista zakupów. W końcu będę wydawać na zakupy mniej. Do tej pory kupowałam za dużo i niestety część się marnowała albo zjadaliśmy z moimi dziubkami, bo się zmarnuje... co za głupota....
No to ruszam na zakupy:)
kkasia12345
25 października 2017, 23:27Miłych zakupów :)