Hej dziewczęta,
Wiecie chciałam dziś się trochę Wam pożalić, w domu nie chce już próbować tłumaczyć Swojej decyzji i rozmawiać o tym bo chyba jestem w tej sprawie bezsilna. Więc tak powiem Wam o co chodzi. Od roku jestem w związku na początku podchodziłam do tego dość swobodnie bo mój facet wtedy chłopak z którym postanowiłam się trochę poznać od 4 lat żyje w Holandii tam pracuje i mieszka do Polski zaglądał na urlop i na wypadającą co 2 lata półroczną przerwę w pracy. My poznaliśmy się właśnie podczas tej półrocznej prezerwie, no więc jak poznałam jak wygląda jego życie podchodziłam do tego sceptycznie nom bo wiecie w głowie od razu myśl co jak coś z tego wyjdzie przecież na odległość to nie ma szans, ale On zapewniał Mnie, że jeśli mamy być razem to nawet na odległość na początek damy radę no bo przecież On nigdy nikogo tak na poważnie nie traktował nigdy nie chciał stworzyć związku a ze Mną jest inaczej i co stało się 3 miesiące intensywnych spotkań szybko minęły sprawiły, że zechcieliśmy być ze Sobą. Nadszedł czas wyjazdu R. do pracy no i wówczas postanowiliśmy, że zobaczymy czy coś nas podzieli na odległość przez pół roku potem we wrześniu przyjedzie na urlop i postanowimy co dalej. Daliśmy radę wytrwać pół roku na urlopie, gdzie było nam naprawdę dobrze nawet co dziwne się nie pokłóciliśmy o nic bo przecież jak ktoś jest ze Sobą 3 tygodnie non stop to coś ma prawo cię wkurzyć, a tu nic, podjęliśmy decyzję, że ja wyjadę do Niego w styczniu bo tam będzie nam łatwiej pożyć Samemu ja coś zobaczę trochę popracuję w innym otoczeniu tym bardziej, że tu mój pracodawca zapewnia Mi powrót. I tu zaczęły się schody ja chcę tego wyjazdu chcę wreszcie poczuć, że mam Swoje życie obok kogoś kogo kocham komu na mnie zależy bo do tej pory Mi zawsze zależało bardziej, ale moja kochana mama za nic tego nie rozumie ciągle Mi powtarza , że w Polsce też jest praca, że też można żyć, że pewnie zostanę tam na stałe, że ona jest tak do mnie przyzwyczajona, że nie da rady jak pojadę, że Moja siostra wychodzi za mąż i jak to będzie jak ja przez te 1,5 roku nie będę obok niej (czyli co ja nie zasługuję na szczęście?) nie wspomnę już o tym, że mówi, że R jest mało rozgadany i to źle. Ciągle jej tłumaczę, że są telefony skype, whatsApp i że będziemy rozmawiać tak często jak się da i tak nic bo to nie to samo. Tato twierdzi, że mnie rozumie, ale się nie wtrąca. Nie umiem jej przekonać do Swoich racji chodź nie wiem ile o Tym gadamy nie daję rady. Czy jestem wyrodną córką, że nie chcę zmienić zdania, że chcę być szczęśliwa, że chcę spróbować trochę innego życia? Jak mam z nią rozmawiać? pomóżcie... Proszę.