Hmm.. od czego by tu zacząć..
We czwartek koleżanki zaprosiły mnie na wypad na miasto.. Niby fajnie ale ja oczywiście jak każda z was chciałam trzymać dietę i nie podjadać (a na takich wypadach to okropnie trudne) .Umówiłyśmy się że zjem u jednej obiad i ruszymy na zakupy.. Pomyślałam że spoko, miło ze strony jej mamy że mnie zaprosiła i obiecałam sobie rano że dalej bd trzymała dietę nawet jeżeli to co zjem u niej bd bardzo kaloryczne i... okazało się że jest gorzej niż myślałam...Na obiad miałam frytki ociekające tłuszczem i jakieś kotleciki też smażone.. Pomyślałam sobie Why akurat to..?. Niemogła być sałatka. Zresztą wszystko jedno ale nie coś tak kalorycznego Musiałam zjeść, to oczywiste bo nie dość że mnie zaprosiły to jeszcze miałam odmówić.? Nie wypadało no i wtedy pomyślałam sobie że mam spapraną całą dietę..:/ Że nie ma sie juz co odchudzać dziś bo zawaliłam i zacznę od jutra( tradycyjna moja śpiewka).No i wyruszyłyśmy na zakupy..
Kompletnie nie miałam głowy do zakupów. Cały czas myślałam o diecie.. i nagle wtedy sie ocknełam.. Byłyśmy w sklepie, dzieczyny przymierzały ubrania i mówiły żebym im przyniosła rozmiar S i zabrało mnie na płacz bo one maja S a ja kurde małe L.. Tyle że jak sobie przypomnę że ja niedawno tez miałam ten rozmiar to mi zrobiło jeszcze gorzej..
Po tym sklepie postanowiłam wrócić do domu i tak też zrobiłam.. Przyszłam i od razu zaczęłam płakać.. do końca dnia nic nie zjadłam, żaliłam się nad sobą a potem niepotrzebnie weszłam na wagę i zobaczyłam60,2, to mnie już dobiło. Sądziłam że teraz tak bd wyglądały moje dni smutno i żałośnie... Przyszła mama i zaczęła mnie o wszystko wypytywać. No to jej powiedziałam, a ona nie chciała uwierzyć że o to chodzi.. Ale ustaliła tak że nie chce mnie więcej widzieć w takim stanie i pomoże mi się odchudzać..
I od tamtego piątku nie wiem co się stało ale trzymam dietę wzorowo..Nie podjadam bo na myśl mi przychodzi ta nieszczęsna liczba 60,2 i od razu mi się odechciewa batoników, lodów w sumie wszystkiego co słodkie. Ćwiczę. może nie jest to tak jak bym chciała ale zawsze coś..Zwykle to 6 weidera, pół killera i jakieś ćwiczonka..Wiem że może niby nic że dopiero "dietkuję" od 5 dni ale dla mnie to jest dużo, a moja motywacja jest chyba na największym możliwym poziomie..Nie bd już was dalej zamęczać czytaniem więc..
We czwartek koleżanki zaprosiły mnie na wypad na miasto.. Niby fajnie ale ja oczywiście jak każda z was chciałam trzymać dietę i nie podjadać (a na takich wypadach to okropnie trudne) .Umówiłyśmy się że zjem u jednej obiad i ruszymy na zakupy.. Pomyślałam że spoko, miło ze strony jej mamy że mnie zaprosiła i obiecałam sobie rano że dalej bd trzymała dietę nawet jeżeli to co zjem u niej bd bardzo kaloryczne i... okazało się że jest gorzej niż myślałam...Na obiad miałam frytki ociekające tłuszczem i jakieś kotleciki też smażone.. Pomyślałam sobie Why akurat to..?. Niemogła być sałatka. Zresztą wszystko jedno ale nie coś tak kalorycznego Musiałam zjeść, to oczywiste bo nie dość że mnie zaprosiły to jeszcze miałam odmówić.? Nie wypadało no i wtedy pomyślałam sobie że mam spapraną całą dietę..:/ Że nie ma sie juz co odchudzać dziś bo zawaliłam i zacznę od jutra( tradycyjna moja śpiewka).No i wyruszyłyśmy na zakupy..
Kompletnie nie miałam głowy do zakupów. Cały czas myślałam o diecie.. i nagle wtedy sie ocknełam.. Byłyśmy w sklepie, dzieczyny przymierzały ubrania i mówiły żebym im przyniosła rozmiar S i zabrało mnie na płacz bo one maja S a ja kurde małe L.. Tyle że jak sobie przypomnę że ja niedawno tez miałam ten rozmiar to mi zrobiło jeszcze gorzej..
Po tym sklepie postanowiłam wrócić do domu i tak też zrobiłam.. Przyszłam i od razu zaczęłam płakać.. do końca dnia nic nie zjadłam, żaliłam się nad sobą a potem niepotrzebnie weszłam na wagę i zobaczyłam
I od tamtego piątku nie wiem co się stało ale trzymam dietę wzorowo..Nie podjadam bo na myśl mi przychodzi ta nieszczęsna liczba 60,2 i od razu mi się odechciewa batoników, lodów w sumie wszystkiego co słodkie. Ćwiczę. może nie jest to tak jak bym chciała ale zawsze coś..Zwykle to 6 weidera, pół killera i jakieś ćwiczonka..Wiem że może niby nic że dopiero "dietkuję" od 5 dni ale dla mnie to jest dużo, a moja motywacja jest chyba na największym możliwym poziomie..Nie bd już was dalej zamęczać czytaniem więc..
Pozdrawiam chudzinki..
Lenkaa8720
17 lipca 2013, 09:59Teraz już będzie tylko lepiej :) Trzymam kciuki :)