I oto kolejny wpis o tym jak już teraz będzie cudownie, wzorowo i w ogóle naj. Wiem, że było tu już takich wpisów trochę i w każdym były pięknie zarysowane moje założenia, plany i niestety na tym się kończyło... Ale przecież nie ważne ile razy się upada tylko ile razy wstaje!!
Trochę podsumowań i prywaty...
Rzuciłam w końcu pracę, za wiele mnie to wszystko kosztowało... myślałam, że z czasem będzie lepiej, że się przyzwyczaję ale nie... drący się szef, który wyładowywał swoje frustracje na pracownikach (ja jako sekretarka leciałam na pierwszy ogień), zostawanie nagminnie po godzinach (niepłatnych oczywiście), poczucie braku kontroli nad własnym czasem wolnym (nie mogłam się nawet umówić do lekarza po pracy bo przecież nigdy nie wiadomo było czy chwilę przed końcem nie będę musiała jeszcze podjechać tu i tam bo to wszystko ważne i ja "MUSZĘ"), zdarzało się, że miałam mnóstwo rzeczy do załatwienia (firmowych na mieście) a i tak zamiast działać musiałam jeszcze czekać w firmie na Bóg wie co... przez co zdarzało się, że pół dnia nie miałam kompletnie co robić a ostatecznie nie zdążałam z robotą :) Nie powiem, nie wszystko było takie złe, bo była grupa osób na prawdę w porządku, laska która mnie przyjmowała próbowała mnie namówić, żebym jeszcze została ale wiem, że każdy dzień żałowałabym tej decyzji... stąd I'm free. Czas teraz wszystko przemyśleć, ogarnąć i niestety poszukać nowej pracy, która pozwoli mi mieć swoje własne życie po pracy, która nie będzie mnie wysysać emocjonalnie i psychicznie... może będzie ciężko ale uda się! w końcu musi nie?
Jeżeli chodzi o samo odchudzanie to główną moją przeszkodą (prócz braku wytrwałości:/) jest niedoczynność tarczycy, mimo wprowadzenia leków TSH spada bardzo nieznacznie (po 2ch miesiącach spadło jedynie z 43,5 na 40,8 przy normie 0,4-4,0) ale zwiększyłam dawkę i czekam na efekty. Jestem osobą, którą motywują efekty, kiedy coś robię, staram się, wkładam w to dużo energii i nie widzę postępów szybko się zniechęcam, poddaję... dlatego też w pewnym momencie przestałam zwracać uwagę na to co i ile jem i zaczęły się słodycze, chipsy, późne kolacje, słodkie napoje, kawki z bitą śmietaną itd. itp. I pocieszanie się jedzeniem... bo kijowy dzień w pracy, bo kolejna kłótnia z L. bo ból pleców, bo paluszek bo główka... Dodam, że aby trochę odsapnąć po pracy zaplanowałam krótki wyjazd nad morze i perfidnie założyłam, że będą lody, gofry i inne bez ograniczeń... i były....ale na moje małe usprawiedliwienie było też dużo ruchu i czasu spędzonego na świeżym powietrzu :)
Z L. kryzysu ciąg dalszy... nie umiemy ani ze sobą być ani definitywnie się rozstać... chyba oboje mamy jakąś nadzieję, że jeszcze będzie lepiej, problem w tym, że z biegiem czasu nie jest... ale ZOBACZYMY...
No ale do rzeczy, jutro zaczyna się nowy miesiąc, czas się pozbierać psychicznie i fizycznie... lepiej późno niż wcale... oby tym razem już porządnie i na stałe!!
Założenia czerwcowe:
Start: 01.06.2016
-czerwiec bez chipsów (moje mega uzależnienie)
-ograniczenie słodyczy, pieczywa, makaronu, kawy do minimum
-rezygnacja ze słodkich napojów, napojów energetycznych
-ruch tak często jak się da (spacery, rolki, dywanówki)
-masaże, balsamy, odżywki
-pisanie pamiętnika dla samomotywacji co 2-3 dni max/ fotorelacje?
-waga, pomiary 01.06 i 30.06
-pozytywne myślenie ponad wszystko!!
Cuuu
/A.