Obiecałam sobie pisać tu częściej, jednak na obietnicach się skończyło. No trudno, mówi się. Spróbuję nadrobić :) Jest trochę do streszczenia :) Zastanawiam się tylko, czy lepiej będzie chronologicznie, czy tematycznie. Spróbuję według drugiej opcji, a jak będzie trzeba, podam czas konkretnych zdarzeń. No to zaczynam:
Odchudzanie/dieta
Ze wstydem przyznam, że się nie pomierzyłam tak jak planowałam. Coś mi się wydaje, że jednak nie zeszłam z tych "setek", aczkolwiek po ciuchach czuję spory luz :) Na obecną chwilę chyba wolę mierzyć postępy ciuchami niż miarką krawiecką lub wagą. Tak więc, zgubiłam co nie co, chociaż moja dieta była daleka od ideału, który sobie założyłam.
Co było na plus:
- praktycznie codziennie gotuję (i domowe, samodzielnie przyrządzone żarełko smakuje mi milion razy lepiej niż najwymyślniejsze nawet "gotowce". Ah, ta skromność!)
- zdecydowanie ograniczyłam sklepowe "gotowce" przeznaczone do odgrzania w mikrofali/zalania wrzątkiem itp. Raz na jakiś czas miałam ochotę na jakiś tego typu "rarytas". Kupowałam, jadłam i ...ze zdziwieniem zauważałam, że to wcale nie jest takie smaczne! Słodycze też już mi nie smakują tak jak dawniej, zwłaszcza te sklepowe. Są po prostu za słodkie i zbyt sztuczne w smaku! Niestety, dość często (średnio raz na tydzień) jadałam na mieście (przeważnie pizza lub kebab), ale to też na szczęście mi spowszedniało i przestało być atrakcją. Domowe jedzenie wygrywa :)
- wykorzystuję każdą okazję, żeby się ruszać. Nie uprawiam żadnego sportu, nie ćwiczę, ale dużo chodzę. Kilkukilometrowy spacer sprawia mi niesamowitą przyjemność (w sumie zawsze tak było, to znaczy we względnie "szczupłych" okresach mojego życia, bo jak waga rosła, to zmęczenie dawało się szybciej we znaki i chodzenie nie było już taką przyjemnością).
- ani razu nie miałam mega napadu na jedzenie. Skończyło się również podejście w stylu "skoro zjadłam ten kawałek pizzy, to wszytko stracone. Zaczynam od nowa od jutra, a dziś jem, jakby jutra miało nie być." NIE! Koniec z tym już dawno! Przestałam lubić uczucie przejedzenia.
A co na minus:
- zdecydowanie za dużo (i za często) napojów procentowych. Ale nie ma to jak posiedzieć przy piwku w dobrym towarzystwie :). I żeby rozwiać wątpliwości: najpierw towarzystwo, następnie alkohol. Taka jest moja hierarchia. Nigdy odwrotnie. Staram się jednak ograniczać, mam już przesyt, a nawet pewien wstręt do alko. No i wiadomo - kasy szkoda :D
- zdecydowanie za często "gotowce" i stołowanie się na mieście, o czym pisałam już wyżej.
- postęp wolniejszy niż zakładałam. Jednak to wynika z powyższego. Ostatecznie jednak nie żałuję. Bo i po co? Przeszłości już nie zmienię, mogę co najwyżej wyciągnąć wnioski. Może właśnie dzięki temu nie rzuciłam się jak dzika na jedzenie?
Nowe znajomości
W pracy poznałam kilka fajnych dziewczyn. Jedna z nich zainspirowała mnie i zmotywowałam, bo w ciągu roku zrzuciła 35 kg i wygląda teraz super. Z nią, oraz z pozostałymi, przegadałyśmy sporo na temat dbania o siebie, ciuchów, makijażu. Dziewczyny mają naprawdę dużą wiedzę na te tematy. Zainspirowały mnie do malowania się na co dzień, a nie tylko od święta, i zakupu nowych, fajnych ciuchów "na teraz", czyli w odpowiednim rozmiarze. Niestety, nasze drogi się rozeszły, bo dwie z dziewczyn zmieniły pracę, więc na razie się nie widujemy, mamy jednak kontakt na FB. Szkoda, że już razem nie pracujemy, niemniej jednak wiem, że to była dla nich zmiana na korzyść, więc życzę im, aby wiodło się im jak najlepiej :)
Odkrycia
Aplikacje Google Keep i Instagram to prawdziwe hity :) Bardzo pomagają w gromadzeniu inspiracji kulinarnych (i nie tylko). Dajmy na to, ugotuję coś fajnego, robię fotkę, dodaję opis i zapisuję w którejś z tych aplikacji, żeby mieść inspirację na przyszłość, gdyby zabrakło mi pomysłu na śniadanie/obiad/przekąskę. I pomyśleć, że jeszcze kilka miesięcy temu uważałam Instagram wyłącznie za serwis do wrzucania selfiaczków dla nastolatek :D
A poza tym...
Tak ogólnie, życiowo, raz jest lepiej, raz gorzej, ale w ostatecznym rozrachunku OK :) Z dobrych chwil się cieszę, a w gorszych powtarzam sobie, że: mam dwie sprawne ręce, dwie sprawne nogi, widzę, słyszę, mówię, mam dach nad głową, mam co jeść, mam w co się ubrać, mieszkam w bezpiecznym miejscu, mam do kogo się odezwać, jestem zdrowa fizycznie i psychicznie, mam pracę, którą bardzo lubię oraz fajnych współpracowników, no i stać mnie na to piwo i pizzę na mieście :) Niby oczywiste rzeczy, ale wystarczy wyobrazić sobie ich utratę, żeby docenić, ile znaczą.
To tyle na dziś. Postaram się bywać tu częściej!
Iskaa01
18 stycznia 2019, 18:32hm...czy mogę po prostu podpisać sie pod Twoim pamiętnikiem i nie pisać już swojego ? Zaoszczędzę czasu . Też próbuje drugi albo trzeci albo czwarty raz.... Trzymam kciuki !
CoSeSchudneToSeZgrubne
18 stycznia 2019, 19:31Pozwalam :D Aczkolwiek i tak polecam pisanie własnego :) Raz na jakiś czas dobrze jest się wypisać/wygadać :D