08.10 minely juz 4 miesiace. Na okragly jubileusz mial byc okragly spadek (-20kg), jednak zamiast zgubic przez ostatni tydzien chocby brakujace do szczescia -0,4 kg, to mimo wiekszej ilosci ruchu niz w poprzednim tygodniu (2 x 1,5 godz spacer, 1 godz. plywania, 45 min joggingu) przybylo ok. + 0,3-1,0 kg (mam na tyle niedokladna wage). Dieta nie odbiegala od normy. Nie wiem, czy to skutek poprzedniego -niezbyt udanego tygodnia, moja niedyspozycja dnia, czy po prostu waga zrobila mi takiego psikusa:). Przez cale 4 miesiace nie zaliczylem nigdy zadnego podkniecia. Co prawda, kilka razy waga stawala na tydzien w miejscu, ale nigdy nie wzrosla nawet o 1g, a po chwilowym przestoju spadala z nawiazka. Za dlugo jednak w tym temacie siedze, zeby sie takimi drobnostkami zniechecac, czy podlamywac. Sprawdzonej diety nie zmienie. Rower poszedl juz raczej w odstawke (pogoda/brak czasu). Przez zime mam zamiar raz w tyg. chodzic na plywalnie, no i zaczalem w koncu biegac - na razie zaliczylem jedno niesmiale wybieganie. Spokojnie i stopniowo bede zwiekszal czestotliwosc i objetosc treningow, a docelowo chcialbym biegac 3-4 razy w tyg. powyzej 1 godz. Jestem psychicznie nastawiony na sukces, zeby osiagnac wyznaczony cel - max 84 kg i wiecej juz w zyciu nie wazyc:) Pozdrawiam! Powodzenia!
PS. W razie czego, chetnie sluze pomoca....