Śniadanie: płatki pełnoziarniste fitness z mlekiem 1,5%
Obiad: filet z tilapii smażony na oliwie z surówką (sałata lodowa, pomidor, papryka, sos grecki)
Kolacja (bardzo późno, bo koło 23 i na siłę): pół małego krokieta z kapustą i grzybami
Wczoraj waga była fajna, ale po tym krokiecie rano 0,5 kg więcej... Pewnie panikuję, wiem. Ale bardzo mi to źle robi, że zamiast chudnąć znów zaczynam się obżerać... Boję się strasznie, żeby nie wróciło to, co przez miesiąc udało mi się zgubić.
Przerwa od roweru trwa już drugi dzień. Wczoraj zwyczajnie nie miałam czasu, a dziś zajęłam się pisaniem pracy inżynierskiej i całkiem nieźle mi szło, więc nie chciałam przerywać.
Dzisiejsze menu właściwie nie odstrasza, ale na wieczór najadłam się za dużo... Dlatego że byłam sama, a myślałam, że rodzice wcześniej wrócą. Zaraz Wam wszystko opowiem, ale najpierw menu.
Śniadanie: jajecznica z 2 jajek + odrobina majonezu + herbata
II śniadanie: pół pełnoziarnistej bułki, 4 malutkie paróweczki (prawie jak 2 normalne) drobiowe odtłuszczone z 2 plasterkami sera, pół pomidora
Obiad: pół piersi kurczaka pieczonej (odgrzana z czwartku) z pieczarkami
Deser: miseczka czereśni
Kolacja: CAŁA MISKA SAŁATKI (kawałek sałaty lodowej, pół papryki, pół pomidora, 5 łyżek czerwonej fasoli, dwa grube plastry sera, dwa grube plastry chudej szynki drobiowej + sos (4 łyżki jogurtu naturalnego, 1 łyżka majonezu, 1 łyżka ketchupu, przyprawa z torebki "szefa"), miseczka czereśni
Mam okropne wyrzuty sumienia za dzisiejszy dzień. Niby brzmi dietetycznie i wszystkie produkty dozwolone w 2 fazie, ale ja czuję się napchana... Może przez te czereśnie, bo przecież wzdymające są... Jutro muszę się mocniej pilnować. Jestem pewna, że na wadze będzie dodatkowy kilogram w górę
Sałatkę na kolację zrobiłam z myślą podzielenia się z rodzicami. Akurat wyszli na imieniny cioci i niedługo mieli wrócić. Nie szłam z nimi, bo po pierwsze pisałam pracę i nie chciałam się odrywać, a po drugie u cioci było ciasto i same łakocie i nie chciałam ryzykować... I co? I nażarłam się sama w domu... Akurat zrobiłam przerwę w pisaniu, leciała jakaś komedia w tv, a że lubię oglądać tv podczas posiłków, nałożyłam sobie sałatki i tak jadłam... I trzeba było skończyć. Rodzice nie wracali, a sałatka była tak pyszna, że się zapomniałam. Oglądałam i dłubałam w tej misce, aż wszystko zjadłam sama... Zła jestem na siebie, bo znów sobie żołądek rozepchałam tylko. Tak trudno zawsze wrócić do mniejszych porcji i nie czuć głodu. Mało tego. Teraz siedzę, brzuch wydęty przede mną, a ja czuję, że mam ochotę pójść i wygrzebać z lodówki coś pysznego... Ale nie robię tego. Jestem twarda. Choć już po czasie. Możecie mnie zlinczować, albo nie wiem co jeszcze. Jestem na to gotowa. Kurczę no!!! A już tak dobrze było!!!
Jutro idę na rower, choć na godzinkę. Muszę spalić to, co dziś zjadłam...
slimdream
27 czerwca 2011, 12:03Tam sie przejmujesz :) Salatki to i ja wcinam bez opamietania, a mimo wszystko chudne:) Bedzie dobrze, nic sie nie martw :) Buzka, slimdream
chomiczq
26 czerwca 2011, 13:27Może i racja... Zmienię sobie tabelkę trochę... Ale boję się, że jak się nie będę ważyć tak często, to nagle mi jakiś kosmos na wadze wyjdzie... :|
Iwantthissobadly
26 czerwca 2011, 10:44dokładnie Kochana bez krzyków:) ale Ty się Kobieto nie waż codziennie bo jobla można dostać!:)
aim25
26 czerwca 2011, 10:34Kochana nie bedziemy krzyczyały bo każdej znnas sie zdarzaja takie rzeczy. najwazniejsze ze nie było to nic mega kalorycznego tylko sałatka, czyli same witaminki:)