Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Grubas w swoim żywiole.


Dzień dobry, postanowiłam się zameldować, może to mnie nieco sprowadzi do pionu.

Otóż... odpuściłam. Ostatnie dni, nawet tygodnie, totalnie sobie odpuściłam. Tragedii nie ma, dieta raczej "normalna" i zdrowa ale i tak bliżej 2000 kalorii niż 1400. A bo to wieczorem zachce się czekoladowego budyniu który dorzuci trzy kaloryczne stówki, a to jabłuszka dwa się wsunie z pysznym cynamonem i już dwie stówki w przód... Dziś na domiar złego wizytacja mamy, czyli obiadek daleki od dietetycznego... Na wagę nawet nie wchodzę, stwierdziłam że bardziej miarodajne efekty monitorowania daje mi lustro, a w nim widać poprawę od stanu wyjściowego, mimo że ciało dalej jest w opłakanym stanie bo ćwiczenia też zostawiłam daleko za sobą, a trzeba naprawdę się przyłożyć żeby to co zostało we mnie z nastoletniego grubaska bliskiego stu kilo masy doprowadzić do normalności. 

To co dopadło mnie po powrocie na uczelnię, czyli od połowy lutego odkąd utrzymuje się ten stan, najprościej można ująć w słowie niemoc. Energii mam w sobie zero, motywacji do czegokolwiek zero, odporność posypała mi się na łeb na szyję, ciągle chodzę zakatarzona, moje nadwrażliwe jelita wszystko przyjmują koszmarnie, ale ja nadal mam apetyt za czterech. Na aktywność fizyczną reaguję chyba już alergicznie- ból kręgosłupa budzi mnie po nocach, głowa mi pęka, generalnie czuję się fatalnie. Jeśli ktoś zna jakieś ćwiczenia modelujące brzuch które nie nadwyrężają kręgosłupa, to konia z rzędem... Musiałam nawet porzucić moją ukochaną Callan bo bolało mnie dosłownie wszystko, na uczelni nie potrafiłam ustać przy stanowisku badawczym dłużej niż 70 letni profesor :P Nie mam pomysłów na ćwiczenia a tak dobrze mi z nimi było, niestety tylko psychicznie.

Na szczęście zbliża się weekend i praca- dziwne może się wydać że piszę "na szczęście" ale pracuję fizycznie więc ani nie podjem w trakcie ani nie popłaszczę dupska, wręcz pospalam nieco tego naddatku trwożącego. Następny tydzień nie ma przeproś- muszę znów wziąć się na poważnie za siebie, kiedy dotrę do zadowalających rezultatów przyjdzie czas na normalizowanie diety i wpadki typu mamusiny obiadek czy przepyszna zupa kartoflana (same warzywka a jednak bomba!). Pisząc te słowa pożeram kanapkę z masłem... O rany :P

Mam nadzieję że u was wszystko idzie jak po maś... no, gładko :D

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.