Mija właśnie 8 tygodni odkąd zaczęłam coś ze sobą robić. Waga w tym czasie ze 139.8kg zeszła na 126.1kg, czyli 13.7kg. Waga ładniej spadała jak sama ustalałam sobie dietę, no ale to były początki, więc wiadomo że efekty były większe ;)
Bardzo brakuje mi roweru, który został w rodzinnym mieście i wczoraj dowiedziałam się od rodziców, że najwcześniej przywiozą mi go nie pod koniec tego miesiąca, a dopiero pod koniec listopada... No więc troszkę się zdołowałam, ale przeliczyłam oszczędności (zbieram na podróże) i stwierdziłam że zakupię sobie rowerek stacjonarny. Wiem że pewnie taniej byłoby wysłać paczką mój rower z domu, aczkolwiek pomyślałam iż stacjonarny przyda mi się na brzydką pogodę no i nie czarujmy się idzie zima, a zimą nie jeżdżę po śniegu. Szczególnie że w Białymstoku potrafi być naprawdę zimno.
Codziennie ćwiczę na macie z Chodakowską i dobrze mi z tym, chociaż naprawdę w to wątpiłam. Dodałam ostatnio skakankę i chyba sąsiadowi nie bardzo się to podoba. Ale akurat nim nie będę się mocno przejmować. Ja ćwiczę w normalnych godzinach, za to on dzień w dzień do 1-2 w nocy gra w jakieś gry wyścigowe i strzelanki tak głośno że u mnie wszystko słychać. Więc jak chce niech dzwoni po policje, że mu spokój zakłócam ;P
Jem 4 razy dziennie, z reguły zgodnie z dietą (czasem zamieniam sobie dania, bo wiem że nie będzie mi smakować). Pije ok 1,8-2,4l wody i już nie muszę tego pilnować jak na początku. Niestety na dłuższe spacery nie znajduje czasu, gdyż uczę się do poprawek które mam za tydzień, a muszę je zdać żeby zacząć pisać inżynierkę :D
pomarancz0wa
10 września 2017, 20:26Wow, bardzo ładnie i szybko :). Trzymam kciuki :).
Abla-a
10 września 2017, 11:55Pięknie Ci idzie, pomimo małych przeciwności losu z którymi i tak sobie radzisz i znajdujesz dla nich wyjście :) to jest bardzo budujące również dla innych :) Sama też lubię jeździć rowerem, ale niestety nie wiele mam czasu żeby to robić, w sumie jedynie do pracy i z powrotem, ale pogoda jest ostatnio tak do bani że jak uda mi się 1-2 razy w tygodniu to jest spory sukces, a niestety na stacjonarny rowerek nie mam miejsca w mieszkaniu. Wiele lat temu kupiłam sobie orbitreka, ale teraz rozłożony stoi u rodziców w garażu i niestety muszę się go pozbyć, bo u mnie nie znajdzie się nawet kącik żeby go upchnąć. Liczę na to że gdy już nieco zrzucą, podbuduję mięśnie itd ( również ćwiczę z Ewą i baaardzo to lubię i mnie doładowuje ) to zacznę znów trochę biegać. Nie były to nigdy wielkie dystanse ( ok 5 km ) ale dawały mi fajnego kopa i energii :) Sąsiadem się nie ma co przejmować, zwłaszcza że widzę on też się innymi nie przejmuje ;) A co do picia wody, to nadal, mimo wielkich chęci, mam mały problem żeby pić jej takie ilości jaką mi zalecają. Staram się, łażę z tą butelką ale chyba kilka razy udało mi się wypić tyle ile mi rekomendują :D