Myślę, ze czas na nowy wpis.
Asmara ma już 25dni, za chwilę zacznie 5 tydzień życia…ale od początku…
Pisałam pod koniec ciąży o moich obawach dotyczących depresji poporodowej… powiem tak, nie lubię mieć racji, ale i tym razem wszystko mi się sprawdza. Wszystko puściło już w 2 dobie zanim wróciłyśmy do domu. Po powrocie było jeszcze gorzej. To okropne uczucie kiedy wiesz, że ten mały człowiek nie jest niczemu winien, a poczucie winy zżera cię od środka. Czuję się beznadziejną matką ;/ Już w szpitalu był problem z kp, bo mała nie chciała ssać(to wina budowy brodawek). W szpitalu dokarmiałam ją mm, a w domu zaczęłam odciągać swoje mleko i karmić butelką. Czasami dokarmiałam ją mm, ale teraz mam wystarczająco swojego mleka. Kupiłam też nakładki na brodawki i nawet chciała przez nie jeść, ale i tak po jakimś czasie ssania musiałam dokarmić butelką, wiec teraz nie przystawiam jej w ogóle. Tym bardziej, że obie jesteśmy wtedy zalane mlekiem i Mała się wkurza….butelka łatwiejsza, grunt, że z moim mlekiem. Od tygodnia mamy też problem z krztuszeniem się i odrywaniem od butelki…może to skok rozwojowy i jej minie, ale każde karmienie to stres. Po za tym wysypał ją trądzik niemowlęcy, który mam nadzieję, ze również zniknie sam. Asmarcia nie ma kolek jako takich, jedynie gazy, które zaabsorbuje podczas jedzenia powodują dyskomfort i czasami trzeba dodatkowo odbić, albo pomasować brzuszek. W nocy ładnie śpi, budzę ją co 3-4h, bo sama ani myśli wstać…w dzień oczywiście nadrabia ilość zjadanego mleka i budzi się sama.
Byłyśmy u położnej i bardzo ładnie przybiera na wadze. W środę w 3tż ważyła już 3800g i urosła 2cm (urodziła się 3350g a wyszłyśmy ze szpitala z wagą 3215). Kikut pępowiny odpadł w 17/18 dobie życia i już jest suchy i ładny ;)
W ogóle jest już bardzo kontaktowa i szybko się rozwija. Próbuje „mówić”, uśmiecha się i patrzy dookoła.
I wszystko byłoby fajnie gdyby nie to jak czuję się psychicznie. Jest mi bardzo ciężko, bo macierzyństwo nigdy nie było moim marzeniem. Kocham tego Króliczka i nie pozwoliłabym mu zrobić krzywdy, ale nie czuję się matką…kompletnie się w tym nie odnajduję…brakuje mi cierpliwości…gdyby nie moja mama to nie wiem jakbym sobie poradziła. Mąż był z nami do 6 stycznia i wrócił do pracy…bo sam miał dość…w ogóle nasze małżeństwo dawno wisi na włosku…a czuję, że teraz rozpadło się całkiem…po prostu razem wychowujemy dziecko…smutne ;/
Co do mojej wagi…zostało mi 10kg do pozbycia się + to co chciałam schudnąć przed ciążą…dużo, ale pomału waga spada. Od lutego zacznę ćwiczyć i powinno być jeszcze lepiej. 31 stycznia mam wizytę u swojej ginekolog i powie mi czy stan szwów pozwala już na aktywność fizyczną ;)
ZebraWPaski
9 lutego 2019, 13:08Tak to jest przy pierwszym dziecku, stres i niejako eksperyment! Traktujemy to jako prace zamiast sie w pelni cieszyc... idz do specjalisty, nie zwlekaj, moja depresja poporodowa trwala...6 lat az w koncu przywalila konkretnie. Teraz widze ile czasu stracilam chorujac a moglo byc pieknie... Urodzilam drugie dziecko i jest zupelnie inaczej dzieki mojemu podejsciu! Dzieci nie sa wiecznie male, ani sie obejrzysz a vedzie sama jadla, chodzila...
CiazaSpozywcza
12 stycznia 2019, 14:27Komentarz został usunięty