Wpis miał powstać wczoraj, ale dopiero teraz jaktako odzyskałam siły. Dodatkowo pogoda nie rozpieszcza, pół dnia przespałam na stojąco :( W weekend natomiast - to już zupełnie inna historia! :)
Tak, nie było diety - powoli robi się to niechlubną tradycją :/ Były natomiast domowe obiadki, grill i... poczekajcie sekundkę, może od początku :)
Jako że przyznałam, iż dieta poszła w kąt na rzecz maminych przysmaków, muszę się również trochę usprawiedliwić. Nie zjadłam domowego ciasta. Nie piłam też alkoholu (dobrowolnie zgłosiłam chęć zostania kierowcą, co zostało przyjęte z niemałym entuzjazmem, zwłaszcza przez męską część grona - i zaniam zreflekowałam się by zmienić decyzję - było już za późno). Jadłam natomiast grillowane przysmaki - kaszankę z kapustą, troche karkówki - pychota! Ale wszystko w rozsądnych proporcjach - żeby się nie przejeść!
Natomiast w niedzielę - trochę męczona wyrzutami sumienia - zapodałam sobie 20 km marsz w... Pieninach :) Wreszcie! Wybierałam się tam od miesiąca :D
Trasa - choć niekoniecznie wymagająca - była dosyć długa. Wyprawę rozpoczęłam w Szczawnicy i na wstępie doznałam niemałego szoku. Godzina 8 a.m., miejscowość turystyczna, otoczona ze wszech stron górami (albo bardziej - wzniesieniami o charakterze górskim), a na ulicach - żywego ducha! Mocno się zdziwiłam, ale cóż, przynajmniej miejsce na parkingu znalazłam bez problemu :)
Żeby dostać sie na Sokolicę (747 m), należy przeprawić sie przez Dunajec (rozgadany pan flisak zabiera turystów na drugi brzeg za niewielką opłatą). Szlak na Sokolicę nie jest trudny, w większej części posiada barierki - przypomina nieco bardziej wymagający spacer. Ciekawie robi się, podążając dalej niebieskim szlakiem w stronę Trzech Koron. Miejscami szlak jest dość mocno eksponowany, w innych częściach - szeroki i niemal płaski.
Na szczyt Trzech Koron (982 m) podeszłam od strony Przełęczy Szopka (779 m), po drodze mijając Czertezik i Czerteż (takie tam pomniejsze wypukłości :P) Platforma widokowa znajduje się na Okrąglicy (bo tak własciwie nazywa się szczyt Trzech Koron). Widoki z niej - absolutnie zapierające dech w piersiach! Rozległa panorama Pienin, Tatry, Słowacja, jezioro Czorsztyńskie... (pewnie można zlokalizowac więcej punktów, ale nie jestem ekspertem). Taka dygresja - Pieniny może i cieżko nazwać górami wysokimi, ale widoki zdecydowanie dorównują tym tatrzańskim! Bardzo polecam.
Dalej udałam się żółtym szlakiem do Sromowiec Niżnych (albo Wyżnych?:D, a następnie pieszo do Szczawnicy, po drodze mijając (widziany zresztą także ze szczytu) Czerwony Klasztor. Ten odcinek zwie się Drogą Pienińską i - serio, nie żartuję! - jest nawet ładniejszy niż zdobywanie szczytów! Po jednej stronie szutrowej ścieżki las, a po drugiej - Dunajec. Dla mnie bajka! Można go pokonac także na rowerze, bo nie ukrywam - spacer zajmuje około 2h (ja szłam dosć szybko, więc zmieściłam się w 1:45). Całość zajęła kilka godzin, pokonałam jakieś 20 km i naprawdę było warto, mimo sporej ilości turystów w późniejszej porze dnia.
.........
A teraz siedzę i wspominam, i próbuje się nie załamać, bo waga znowu poszła w górę :/ Serio, znów waże ponad 70 kg i jestem bliska załamania. Weekend należał do bardzo aktywnych, 0 słodyczy, 0 alkoholu, mnóstwo ruchu i jest gorzej niż w dzień ważenia... Także nie wiem jak z dalej z dietą, bo dzisiaj mam okropnego doła :(
Muminek9003
18 czerwca 2018, 22:44głowa do góry! w końcu waga zacznie spadać :)