Tak wyglądało moje wczoraj:
a moje dzisiaj jest wypadkową tego, że udało mi się dotrwać do mety i że nie roztopiłam się w słońcu.
Było około 30 stopni.
Także tego... Diety naturalnie się nie trzymałam (nie jestem na tyle hardcorowa żeby taki dystans pokonywać na zapasie 1600 kcal), więc za bardzo nie mam się co dzisiaj rozpisywać.
Rękami (jeszcze) mogę ruszać. Z nogami jest już gorzej. Za każdym razem zachodzę w głowę, skąd w takiej zwykłej nodze aż tyle mięśni? I czemu wszystkie muszą boleć :/
Obiad na jutro się chłodzi. Dzisiaj przede wszystkim uzupełniałam wodę. I elektrolity.
Postawiłam na regenerację, wciągnęłam po drodze jakieś banany (coby potas się zgadzał), no i oczywiście jedynym sportem na dziś było narzekanie, jaka to nie jestem połamana i że to już na pewno, ale na pewno ostatni raz.
Oczywiście za trzy tygodnie powtórka z rozrywki.