Przyszedł czas na podsumowanie miesiąca. Marzec dla mojego leniwego tyłka był miesiącem przełomowym. Ruszyłam go wreszcie z kanapy i postanowiłam, że będę regularnie biegać. Z regularnością było różnie ale biegam! Przebiegłam 45,5 km spalając 3275 kcal. Zamieniłam też samochód na piesze wędrówki. Dzięki temu spaliłam 5240 kcal przechodząc 88 km.
Jakie są efekty?
- Przede wszystkim nie jestem już taka leniwa
- Schudłam ok. 1 kg
- Poleciało kilka cm, najwięcej z brzucha
- Mam dużo jędrniejsze ciało (uda już nie są taką galaretą)
- Patrzę na siebie dużo przychylniej
- Czuję się ze sobą lepiej i jestem pewniejsza siebie
- Mam lepszą kondycje - wcześniej przebiegnięcie 1 km zajmowało mi ok 7,5 minuty teraz maksymalnie 6,5 a najczęściej ok. 6,1
- Polubiłam bieganie!
Patrząc z perspektywy dzisiejszego dnia muszę przyznać, że wcale nie kosztowało mnie to ogromnie dużo wysiłku w porównaniu do efektów. Chwilami było trudno, wiele razy musiałam sobie czegoś odmawiać ale dzięki temu wiem, że jestem silna i nikt (nic) mi nie przeszkodzi.
Chwilami miałam wrażenie, że popadam w paranoję. Pilnuję treningów, godzin posiłków - teraz wiem, że warto było się ciut przemęczyć.
Nawet mój mężczyzna próbował mnie łamać na różne sposoby. Ostatnio np. jedząc obok mnie czipsy podkładał mi każdego po kolei do ust. Nie dałam się i usłyszałam, że twarda ze mnie sztuka i jest ze mnie dumny. Ha! na to czekałam.
Wczoraj był ostatni trening biegowy w tym miesiącu. Myślałam, że oszukam pogodę ale się nie udało. Wybraną trasę pokonałam, mimo deszczu i wiatru. Dałam z siebie wszystko. 5,42 km w 35 minut (390 kcal). W połowie trasy dopadła mnie taka ulewa i wietrzysko, że do domu doleciałam mokra (włącznie z bielizną) jednak dumna i zadowolona. Dodam, że jak wychodziłam z domu zupełnie się na to nie zapowiadało.
Wczorajsze menu:
śniadanie: brak wstałam o 11,40
II śniadanie: owsianka z połową banana i pomarańczy, łyżką siemienia lnianego, otrębami, szklanką mleka i łyżką żurawiny
obiad: 50 g makaron, sos do spaghetti (mięsko mielone, papryka, cebula, kukurydza, pomidory z puszki), łyżka żółtego sera
podwieczorek: jabłko, jajeczko czekoladowe
podwieczorek II: tosty z chleba graham z 2 plastrami żółtego sera, pieczarkami i keczupem
kolacja: jajko sadzone, opakowanie warzyw na patelnię (wybrałam ziemniaka jednak trochę ziemniaków, bo miałam wrażenie, że stanowią pół paczki), herbata z sokiem
Jutro mój wielki dzień, zaczynam staż i jestem asystentem ds. księgowości. Brzmi ładnie i już się denerwuję. Myślę w co się ubrać, żeby dobrze wyglądać. Jednak najbardziej boję się weryfikacji zdobytej wiedzy, bo pomimo dobrych wyników na studiach wiem, że nic nie wiem ;))
Miłego dnia:)
P.S. u mnie pada śnieg !
Oktaniewa
31 marca 2015, 10:11elegancko! :D fajnie że widać efekty biegania. ;D a stażem się nie przejmuj, na pewno będzie wspaniale :D
madzia_lenka
31 marca 2015, 10:05Gratuluję!! Na prawdę twarda z Ciebie babka, ja żeby wrócić do aktywności z przed lat chyba będę musiała wypluć płuca.
KASI2013
31 marca 2015, 09:59nic tylko ... pogratulować :) trzymaj tak dalej, a będzie tylko lepiej :)