Dzisiaj krótko. trening wczoraj zaliczony. 6,15 km 42 minuty 443 spalone kalorie plus poranny spacer ok. 5 km. W sumie blisko 800 spalonych kalorii. Dziś lekko to odczuwam. Boli mnie jakiś mięsień, którego nie potrafię zidentyfikować. Brzuchaty albo płaszczkowaty (wg Internetu). Także jutrzejszy trening stoi pod znakiem zapytania. Wrrr!
A tak niewiele zostało do wypełnienia planu.... No i waga wreszcie troszkę ruszyła. Nie wiem tylko czy dziś tego nie zepsuję, bo umówiłam się na drinka.
Także robię obiad, ogarniam mieszkanko, robię się na bóstwo i lecę na babskie ploty, bo ponad 3 lata się nie widziałyśmy ;)) Obiecuję (sobie i Wam) dużo nie wypić. Ale już czuję smak zimnego Passoa z grejfrutem albo Ballantines'a z sokiem jabłkowym i pomarańczą. Mhmmm :)
A to na Wasze zdrówko i odchudzanie !
Udanego weekendu i dużo słoneczka ;))
kacper3
21 marca 2015, 17:29No po 3 latach to nawet zgrzeszyc warto! Dobrej zabawy!
Oktaniewa
20 marca 2015, 17:13miłego wieczoru :D
angelisia69
20 marca 2015, 17:04no to fajnie masz ;-) zycze milego spotkanka i pysznych drinow
Floraaaa
20 marca 2015, 16:18Udanego spotkania! :-) 3 lata to strasznie długo, na pewno będzie co nadrabiać. Ja weekendowe noce spędze w pracy, ale przynajmniej wiem, że dzięki temu nic nie zgrzeszę :D