Witajcie!
Nie pisałam przed dłuższy czas, bo musiałam pozbierać myśli. 3 tygodnie temu miałam USG tarczycy i wizytę u endokrynologa. Dowiedziałam się, że mam chorobę Hashimoto z niedoczynnością tarczycy.
Dla tych, którzy nie wiedzą co to, a chcą się dowiedzieć:
Hashimoto to choroba autoimmunologiczna (czyli mój organizm jest niemądry i wytwarza przeciwciała przeciw moim własnym komórkom - zamiast się bronić on sam się atakuje - w tym wypadku komórki tarczycy). Występuje przy tym podwyższony poziom przeciwciał aTPO (norma to ok 6, ja miałam 664). Inne objawy to m.in.:
- ciągłe uczucie zimna,
- zmęczenie/senność, rozdrażnienie
- depresja,
- zaburzenia pamięci,
- zwiększenie masy ciała - bezpodstawne tycie
- rzadsze oddawanie stolca/zaparcia,
- choroby stawów
- sucha, łuszcząca się, blada skóra, suche włosy,
- zaburzenia miesiączkowania, niepłodność.
Wszystkie te objawy występują u mnie a w dodatku nasilają się. o nie brałam tego za objawy. Nie wiedziałam samo co się ze mną dzieje. Ja robię swoje, mój organizm swoje...
Podczas wizyty lekarz - najpierw spóźniając się prawie godzinę, a potem przyjmując 10 pacjentów zapisanych po mnie - powiedział mi, że "to nie jest zła choroba i że nie muszę z tym nic robić".
Ogólnie wiem, że łatwo dość zapanować nad tą chorobą, ale nie tak, że nie robi się nic... nie dostałam do niego żadnych wskazówek nic... zbulwersowało mnie to szczerze mówiąc, szczególnie zważając na to, że pani doktor, która robiła mi USG powiedziała, że powinnam dostać tabletki.
W każdym razie dowiedziałam się, że bardzo skutecznym, naturalnym lekiem jest selen z witaminą E. Najgorsze jest to, że trzeba bardzo ograniczyć witaminę C, a u mnie 2-3 posiłki stanowią owoce. Do tego dieta niskowęglowodanowa i wysokobiałkowa - czyli ta, którą stosuję od jakiegoś czasu.
Będę musiała sobie to jakoś poukładać trochę w głowie, tymczasem trzymajcie za mnie kciuki, przyda mi się to teraz :)
Miłego wieczoru i dobranoc!