po pracy spędziłam pół godziny na bieźni vacu, spociłam się tak, że aż ze mnie kapało :) Następnie godzina na rolleticu (boli mnie teraz tyłek i nogi). Nie miałam siły na żadne ćwiczenia na nogi w domu, ale zdobyłam się na a6w dzień 2. Czuję mięśnie brzucha - jak boli to dobrze :)
W pracy zjadłam kilka wafli ryżowych, 2 jogurty i 2 ogórki.
Po powrocie do domu, 3 ziemniaki, kotleta mielonego i 3 ogórki. Troszkę obfite to w tłuszcz było (bo mamine).
Później już było gorzej - zapodałam 4 czekoladki (w sumie 140 kcal - tragedii nie ma).
Wieczorem chodziły mi po głowie lody czekoladowo - miętowe. Wybrałam mniejsze zło - zupę warzywną (ze śmietaną-mamine) z odrobiną ryżu. Mimo, że późno lepsze niż lody a już na pewno nic nie wciągnę dziś.
Kupiłam też po pracy tabletki które pomagają w ograniczaniu wchłaniania węglowodanów. Jakkolwiek tłuszcze z łatwością potrafię odstawić - bez węglowodanów żyć nie mogę. Szczególnie po wysiłku zawsze marzę o ryżu i makaronie.
Rano na wadze było już 0,3 kg mniej - zobaczymy jutro! Myślę, że muszę sama gotować zupki warzywne, zapełniają żołądek i robiłabym je na wodzie z rosołkiem - chyba light co?