Jutro, dzisiaj za pozno, rano nie poszlam, bo bylam zmeczona, pozniej, jeszcze jest czas...
Ostatnio codziennie przegrywam z sama soba. Przez ostatni miesiac staralam sie jakos utrzymywac ta 'diete' jesli mozna to tak nazwac. Mniej wiecej mialo to wygladac tak: sniadanko - jogurt z musli i jakimis owocami jak akurat byly, drugie sniadanie - kanapka z salata i warzywami, ale bez szynki, lunch - w sumie to nawet nie wiem, ale cos wiekszego i bardziej sytego, obiad - warzywa i rybka, podwieczorek - sok, kolacja - tez nie wiem. Skoro juz jestesmy przy kolacji to byly one zawsze wieksze niz obiad czy inny posilek. Kocham zjesc sobie na noc kebaba czy jakas jajeczniczke smazona albo wielka kanapke. Slabosc nr 1 - kolacje.
To tyle na temat diety. Teraz cwiczenia.
Mialam taki okres (w zeszlym miesiacu, lub nawet 2 mies temu) ze naprawde chodzilam biegac. Wstawalm o 5:40 i mialam 10 min na ubranie dresow, butow, napicie sie wody i obudzenie sie. Kolejne 10 mialam na dojscie do parku obok i rozciagniecie sie w nim czekajac na kolezanke. Robilysmy tak 2 km z rana. Wszystko pieknie tylko musialam sie przeprowadzic w inne miejsce troche dalej od parku i przestalam biegac. W ogole przestalam cwiczyc. Gdzies tam czasem jakiej przysiady byly ale poza tym to jakos nic wiecej. Czesto tak mam ze nie potrafie czegos dokonczyc. Dobrze zaczne, ale po paru tygodniach przestaje. (Silne bole podczas okresu tez mi w tym nie pomagaja.)
Troche dziwnie sie czuje piszac to.. Sama prawda o tym ze nie potrafie czegos dobrze zrobic nie wywoluje usmiechu. JUTRO NA 100% postaram sie, a w sumie nie 'postaram sie' tylko na pewno wrzuce wymiary i posiedze troche nad planem diety :)).
Jagoda :3