Znowu będę się ważyła w sobotę...rytuał wznowiony. W środku tygodnia zaczęłam na nowo - póki co mały spadek, ale też większego się nie spodziewałam. -0,3kg na początek może być:) Nie będę się spieszyła... Jak widać do celu baaardzo daleko i ogrom pracy. Tak sobie myślę, że chciałabym do końca roku stracić jakieś 6kg... Taki pułap żeby się nie przestraszyć i cieszyć z każdego straconego grama. Tak by było 105kg na wadze... (okropność)... A potem będą następne cele.
Mąż wyjechał w delegację i łatwiej mi się pilnować. Jeśli o to chodzi to mogłaby trochę potrwać ta delegacja - może uda mi się schudnąć w szybszym tempie;)... Będzie z Niego weekendowy Mąż i Tatuś.
Dzisiaj poszłam sobie na 45minut na kijki. Słuchawki na uszy, kije w ręce i w drogę. Bardzo to lubię. To dla mnie relaks... sama, daleko i ruch - czego chcieć więcej?!
Zjadłam dziś banana, płatki owsiano-czekoladowe z mlekiem, 3grzaneczki, trochę papryki i selera naciowego, zupę porową i kalafior... i wypiłam bardzo dużo wody a planuję więcej... Jeszcze na pewno coś zjem chociaż w tej chwili jestem opchana kalafiorkiem.
Czuję, że pisząc tu i czytając pomoże mi się to zmobilizować... tak jak kiedyś!
Buziawka:* i udanego weekendu:)