Zjadłam trzy pączki i palmiera. I surowizny trochę (jabłko, marchew, ogórek, papryka). Mam jeszcze drugą część. Na pączki mam postanowienie żeby już nie dotykać.
Smutno mi, że waga nie spada, palcami w klawisze nie trafiam (a gdzie jeszcze zwiększenie tempa!), kroków Jerusalema nie ogarniam. Nawet lakier na paznokciach po dwóch dniach odpryskuje. Eh...
A tak w ogóle to jest świetnie. Czepiam nie wiem po co.