Fajny ten poniedziałek Może dużo nie zrobiłam, ale dzień się jeszcze nie skończył...
Dzień zaczęłam o 7:00. Mamy z mężusiem już taki system, że na zakupy chodzimy z samego rana, zawsze w poniedziałek... inaczej nie mielibyśmy nic na śniadanie Mamy ze sobą listę zakupów i nic spoza niej nie ma prawa znaleźć się w koszyku. Jestem z siebie dumna, ponieważ do dzisiejszej wizyty w sklepie przygotowałam się w sposób nadzwyczajny już od dłuższego czasu chciałam to zrobić, ale tak konkretnie natchnęło mnie dopiero wczoraj. Zrobiłam w końcu firankowe siatki na warzywa i owoce. Muszę jeszcze kilka dorobić, bo niestety wykorzystałam dwie foliówki, ale i tak byłam z siebie zadowolona. Chodziłam dumna jak paw i zacnie prezentowałam swoje dzieło w koszyku atmosfera w sklepie była jednak napięta... Byłam w ciężkim szoku, ponieważ najpierw jakiś stary dziad (przepraszam za określenie, ale podniósł mi ciśnienie ) wydarł się na pracownicę, ponieważ nie była jeszcze wyłożona kiełbasa surowa (przypomnę, że było przed 8), a potem przy kasie mogłam podziwiać jak kierowniczka wyżywała się na kasjerze... ten na szczęście zbytnio się tym nie przejął Byliśmy też w zwierzęcym, ponieważ musiałam kupić mojemu Lojzkowi jakieś żarełko, ale tam to już inna bajka. Od razu humor się poprawił, bo nikogo poza nami nie było, a dziewczyna, która tam pracuje jest przesympatyczna.
Jeśli chodzi o posiłki to głównie ja jestem za nie odpowiedzialna. W związku z tym, zaraz po zakupach stałam przy garach Na szczęście mamy taką dietę, że nie trzeba dużo gotować. Przykładowo dzisiaj na śniadanie mieliśmy jajecznicę z pieczarkami, następnie mus z marchewki, pomarańczy i ananasa, a na obiad był makaron ze szpinakiem i papryką. Pysznie, szybko i na temat Już się zaczyna nasz czwarty tydzień zmagań ze zdrową żywnością. Ja to dobrze znoszę, chociaż chwilami męczy mnie ilość posiłków, ale mężuś wciąż mędzi. Wkurza mnie to, bo widać, że czasami marudzi tylko po to... żeby pomarudzić. Wczoraj jeszcze przed ugotowaniem obiadu coś mu nie pasowało, a potem jadł, aż mu się uszy trzęsły. Cóż poradzić... trzeba to przecierpieć
Można uznać, że mężuś próbuje żonce wynagrodzić wszystkie męki i nerwy Mogłam dziś sobie wydać trochę kasy. Oczywiście zrobiłam to od razu Mój luby wiedział od dawna, że chcę sobie kupić lakiery do paznokci... konkretnej firmy, zamawiane przez internet... takie burżujstwo no i w końcu nadszedł ten dzień, że to zrobiłam, a jak to zwykle przy zakupach internetowych bywa, na samych lakierach się nie skończyło nie jest jednak ze mną, aż tak źle, bo zamknęłam się w czterech lakierach, kremie do rąk i jakiś pierdułkach. Tylko wiecie co? Teraz trochę psychologii... to nie jest wcale tak, że ja regularnie maluję paznokcie. Nie, nie. Ja po prostu chciałam mieć te lakiery, tej konkretnej firmy. Wcale nie jest powiedziane, że ja ich będę tak namiętnie używać. To jest najzwyczajniej w świecie żądza posiadania. I nie kryję się z tym... Bo wciąż mam nadzieję, że się mylę Wsparłam też swojego fryzjera, ponieważ jest możliwość wykupienia sobie bonu na dowolny zabieg, który jest bezterminowy. Wiem, że jak minie kwarantanna to będę musiała się do niego udać, więc chociaż w taki sposób mogę pomóc, żeby mieli na zapłacenie rachunków w tym miesiącu. Straszna sprawa... współczuję wszystkim, którzy obecnie nie mogą pracować, albo nie dostają pensji. Państwo nie wszystkim pomaga, więc nie chce sobie nawet wyobrażać z jakimi trudnościami mierzą się teraz niektórzy.
Co tu robić przez dalszą część dnia? Ogólnie mam w planach małe SPA. Już nawet poniekąd zaczęłam, ponieważ zrobiłam sobie peeling kawowy (hand made by Ewa ) i naolejowałam włosy Nie wiem tylko czy chce mi się coś jeszcze robić powinnam też dokończyć książkę, ale opornie mi to idzie. Wcześniej czytałam kryminał Grocholi i wciągnęłam go w dwa dni, a teraz zaczęłam jakiś dramat i czytam i czytam... no zobaczymy jak pójdzie. Równie opornie idzie mi malowanie obrazu. Wymyśliłam, że skoro teraz mam tak dużo czasu to mogę tworzyć arcydzieła do naszego przyszłego domu. Jak pomyślałam tak zaczęłam robić. Tyle, że stanęłam z robotą Nie wiem ile jeszcze mi to zajmie, ale mam nadzieję, że w tym tygodniu skończę nasz portret. Tymczasem idę umyć głowę
Angelofdeath
6 kwietnia 2020, 23:55Wow! Piekny portret <3 Fajnie, ze dieta idzie Wam tak dobrze :) moze lakiery pojda jednak w ruch bo przez ta kwarantanne zrobiło sie troche wiecej czasu na wszystko. Tez sie zbieram do zrobienia pazurkow ale narazie mam tyle prac w ogrodzie, ze zrobie na swiezo przed swietami :)
BettyBoop89
7 kwietnia 2020, 09:09Dziękuję 😉 przez najbliższy miesiąc na pewno będę malowac... Zobaczymy co potem 😁
CzarnaNatka
6 kwietnia 2020, 22:59Ale pięknie😍 Wiem coś o takiej chęci posiadania! Mi się marzy mieć parę nowych kosmetyków, ale ostatnio za dużo wydałam i teraz muszę poczekać😏
BettyBoop89
7 kwietnia 2020, 09:06Ja tak miałam przed kwarantanną... Ogólnie kosmetyki robię sobie sama, ale jakieś tajemne moce poprowadziły mnie to bardzo ładnego sklepu i musiałam coś kupić 😁